Kim jest Joanna Przetakiewicz?
Próbowaliśmy namówić Joannę
Przetakiewicz na uchylenie drzwi do ogromnego atelier La Manii, by przyjrzeć
się pracy jej teamu z bliska. Odmówiła. Odważna i konsekwentna bizneswoman zbyt
mocno szanuje pracę swojego zespołu, by próbować ją zakłócać. Z Dyrektor
Artystyczną pierwszego domu mody w Polsce spotkaliśmy się więc w jej
warszawskim butiku w Galerii Mokotów, gdzie opowiedziała nam nie tylko o swoim
biznesie, ale również o tym jaka jest, jakie ma marzenia i w jakim stopniu Karl
Lagerfeld, ojciec chrzestny La Manii, wspiera jej projekt.
Przeczytaj również: LA MANIA – POKAZ „MIND BLOW” WIOSNA LATO 2017
Butiki La Mania
Wnętrze każdego z butików La Mania
jest imponujące. Nie tylko ze względu na charakterystyczne projekty ubrań, ale
też ze względu na wystrój. Tysiące metrów bieżących pluszu zużyte, by wyścielić
każdy detal, robi wrażenie. Taka była wizja Joanny, by każdy z butików
przypominał wnętrze pudełka na biżuterię – był wytworny i stanowił wyrafinowane
tło dla jej kreacji. Nie ma pojęcia, jakiej ilości zużycia materiału to
wymagało, ważne, że materiał pochodził od polskich producentów i że wsparła tym
rodzimy rynek.
Wywiad z Joanną Przetakiewicz
Czy Joanna Przetakiewicz prywatnie
jest kobietą La Mania? Czy marka jest odzwierciedleniem Pani osobistego stylu,
czy bardziej odpowiedzią na potrzeby współczesnych kobiet?
Jest jednym i drugim. Kolekcja,
która zapoczątkowała dom mody La Mania to efekt chęci zaspokojenia moich
własnych potrzeb. I nie chodzi tu o kwestię ubrania chroniącego przed warunkami
atmosferycznymi, a o pewne estetyczne oczekiwania. Szukałam rzeczy kobiecych i
prostych, ale nie do końca tak ascetycznych jak np. Calvin Klein czy Jil
Sander. Nie znajdowałam tego ani w Paryżu, ani w Londynie, ani nigdzie na
świecie.
W momencie, kiedy zaczęłam ubierać
się w pierwsze modele z kolekcji zaprojektowanej z myślą o moich oczekiwaniach,
zaczęto mnie komplementować i pytać o te projekty. Interesowały się nimi moje
koleżanki z zagranicy, które miały najlepszą modę podaną na złotej tacy na co
dzień. Te reakcje dały mi do myślenia. Zauważyłam, że one podobnie jak ja
szukają zmysłowej prostoty – wyrafinowanej, ale kobiecej. Tak zrodziła
się La Mania. Kiedy otworzyliśmy butik to z premedytacją przez dwa miesiące nie
mówiłam o tym nikomu, poza gronem najbliższych osób. Nie chciałam opinii
znajomych, a feedbacku osób neutralnych, anonimowych Polek – klientek,
które przychodząc do Galerii Mokotów mają określone oczekiwania co do jakości.
fot. LAMODE.INFO
Czyli słucha Pani swoich klientek?
Jest Pani otwarta na ich potrzeby?
Oczywiście! Aczkolwiek nie jestem w
stanie spełniać wszystkich oczekiwań, bo za moment kolekcja stałaby się
bezbarwna i zachowawcza. Wiem, jak trudno przekonać jest klientki do czegoś, co
jest nie praktyczne. Nie oszukujmy się, nie chcę tworzyć mody przede wszystkim
praktycznej. Chodzi o piękno. Kobieta, która założy naszą rzecz ma się poczuć
wyjątkowo. Staram się, aby w kolekcji była część modeli, które są ultra proste,
czyste i spełniające oczekiwania większości, natomiast cała reszta ma mieć
swoje ID i tożsamość. Mamy nawet powiedzenie w pracowni – to jest „la maniowe”
a to nie. Myślę, że nasz styl, co mnie cieszy, jest już rozpoznawalny. Klientki
przez te pierwsze dwa miesiące reagowały bardzo entuzjastycznie. Bałam się np.
że królujący u nas kolor śmietankowy ze względów mało praktycznych w ogóle nie
będzie popularny i bardzo miło się rozczarowałam. Okazało się, że kobiety
właśnie tego chcą. One marzą, by poczuć się po prostu luksusowo, świeżo i
młodo.
Czym Joanna Przetakiewicz w biznesie
różni się od tej Joanny prywatnie?
W życiu prywatnym, jak i zawodowym
staram się być naprawdę bardzo dobrze zorganizowana i maksymalnie wykorzystuję
swój czas. Dużo podróżuję, mam wiele obowiązków i ciągłych wyzwań, więc nie
zamieniam się w domu nagle w bezradną blondynkę, która zakłada szlafrok i leży
na kanapie. Ze względu na bardzo dużą ilość zajęć, wypełniony po brzegi plan
dnia, nie mam czasu na bezczynność.
Jaką jest Pani szefową? Jaka jest
Pani w pracy?
Jestem osobą bardzo konkretną,
zdecydowaną, ale traktującą swoich pracowników z ogromnym szacunkiem. Przywiązuję
dużą wagę do sposobu w jaki się zwracam do ludzi, jak z nimi rozmawiam i jest
to dla mnie kluczowa sprawa. Świadczyć o tym mogą moje relacjez osobami,
z którymi współpracuję od 20 lat, od czasu, gdy założyłam pierwszą klinikę
stomatologiczną. Nienawidzę sporów niekonstruktywnych, uwielbiam dyskusje
merytoryczne.
Jak duży zespół projektowy pracuje
dla Pani?
Są to cztery osoby ze mną
włącznie. Jeśli chodzi o konstruktorów to jest ich aktualnie pięciu, w tym
jeden z Paryża, jeden z najznakomitszych na świecie. Jest też zespół modelarzy,
technologów, krawców – mamy ogromne atelier, które jest jedną wielką inwestycją
tej firmy, inwestycją w skali globalnej. Całość to kilkadziesiąt osób na dużej
powierzchni, które pracują nieprzerwalnie nad wzorami. Potrzebuję dużego i
bardzo doświadczonego teamu na najwyższym poziomie, by zrealizować swoje wizje
i oczekiwania. Bardzo poważnie podchodzę wiec do tematu edukacji
technicznej i stawiam na rozwój całego zespołu. Sprowadzam specjalistów
ze świata mody z Londynu i Paryża, którzy udzielają nam cennych wskazówek. Sama
również odwiedzam popularne na świecie atelier – ostatnio pracownię houte
couture Diora, nie bez powodu okrzykniętą najlepszą na świecie.
Bo nie wystarczy, że wymyślę sobie
ultra proste linie, idealnie wycięte kształty, projekty uszyte bezszwowo,
obcięte nożem gazowym elektrycznym lub ultradźwiękami, bo jeśli ktoś nie będzie
potrafił mi tego zrealizować, to mogę sobie pozostać jedynie w sferze
marzeń. Team konstruktorsko-modelarsko-krawiecki jest więc kluczową i
największą częścią firmy.
fot. LAMODE.INFO
Czy każdy projekt jest więc Pani
autorstwa? Kto czuwa nad ostatecznym szlifem każdej kreacji?
Tak
jak wspomniałam jesteśmy zespołem. Jako Dyrektor Kreatywna czuwam nad całością
od początku do końca. Tworzę moodboardy, które są inspiracją dla całej kolekcji oraz
modele, które widzę jako kluczowe. Od nich zaczynamy prace nad kolejnymi
projektami. Zespól projektowy rozwija modele również wtedy, kiedy mnie nie
ma w Polsce. Wymieniamy kilkadziesiąt lub więcej maili dziennie. Do tej pory
moim rekordem było prawie 200 wysłanych w ciągu dnia. Opisuje swoje
kolejne przemyślenia i pomysły. Następnie otrzymuje zdjęcia pierwszych przeszyć
wraz z uwagami konstruktorów.
Jestem osobą,
która nieustająco poszukuje nowoczesnych rozwiązań krawieckich i nowinek technicznych. W
pracowni potrafimy być od rana do wieczora i dyskutować. Pada wiele pomysłowo, o
których wspólnie decydujemy, czy wejdą do produkcji, czy tez nie. Razem czuwamy nad rozwojem modeli i razem z
konstruktorami dokonujemy przymiarek. Wraz z technologiem
zastanawiamy nad doborem materiału, klejonek, które to najlepiej zdadzą egzamin
w danym projekcie. W naszym zespole jest też osoba odpowiedzialna
za detale typu suwaki, podszewki, wykończenia krawieckie, metki, guziki, haftki i
tasiemki. Projekt jest rozrysowywany technicznie, a następnie opisuje się w nim
detale technologiczne. Pracujemy jak inne domy mody na
świecie. Jestem zwolenniczka profesjonalnych, światowych standardów, które
najlepiej zdają egzamin.
Czy do Pani więc należy ostatnie
zdanie?
Tak.
Kto jest odpowiedzialny za pokazy –
wybór miejsca, muzyki, aranżacje?
To ode mnie pochodzi zawsze pierwsza
inspiracja. Oczywiście mój team mi w tym pomaga. Na przykładzie ostatniego pokazu: wymyśliłam miejsce, temat i performance. Nie ukrywam, niełatwo było zrealizować
moją wizję, bo Cyrk Zalewski, do którego się zwróciłam, odmówił. Od początku
wiedziałam, ze to musi być kobieta-Feniks, która uniesie się w górę. Udało nam
się znaleźć najbardziej odpowiednich wykonawców. Akrobatka i kaskaderzy
zdecydowali się zrealizować wizję lotu Feniksa i sprawdzili się świetnie.
Czy to stąd motyw skrzydeł na
ostatnim pokazie?
Motyw
skrzydeł był związany z głównym przekazem całego wydarzenia – symboliką
odradzającego się Feniksa, wiecznie powracającej energii. Zarówno
performance jak i jego oprawa składały się na inscenizację mitycznego powstania
z popiołów. Pokaz rozpoczęła przerażająca muzyka, przechodząca ostatecznie w
spokojne brzmienie i kobieta Feniks rozpoczęła swój rytualny wzlot. Był on
odniesieniem do natury kobiety, która pomimo trudności, zawsze potrafi
podźwignąć się z każdej sytuacji. Te skrzydła miały nam kobietom przypominać,
że mamy w sobie siłę, że musimy w siebie wierzyć, ale nigdy nie możemy
zapominać o kobiecej delikatności i zmysłowości.
Gdzie szuka Pani inspiracji do
swoich kolekcji poza potrzebą realizacji osobistych potrzeb?
Głównie na wystawach sztuki, ale tak
naprawdę wszędzie, nie mogę podać konkretnego adresu. Staram się odwiedzać
większość wystaw i galerii, które są wielką inspiracją form, wzorów i kolorów.
Można się zafascynować wszystkim – od puszki Coca-Coli, przez część
samochodową, aż po kolor na obrazie. I choć zabrzmi to banalnie, to doskonałym
źródłem pomysłów są podróże, bo one dostarczają niezwykłej ilość doznań. Teraz
byłam na paryskim FW, gdzie nasycenie kolorów i ogrom inspiracji w jednym
miejscu jest nieoceniony.
Wspomniała Pani o wewnętrznej sile kobiet,
o tym, że bez względu na wszystko jesteśmy w stanie poradzić sobie, ale podczas
minionego pokazu dziękowała Pani publicznie swojemu życiowemu partnerowi,
Janowi Kulczykowi, za wsparcie i pomoc. Czy konsultuje Pani z nim swoje
biznesowe decyzję?
Nie
konsultuje z nim swoich kolekcji (śmiech). Tak naprawdę zapytałam go raz, na
początku, czy w ogóle powinnam zaczynać tak trudny biznes. Odpowiedział bez zastanowienia – rób to, co cię pasjonuje. On
zawodowo żyje w świecie makro biznesu, wielkich idei, połączenia Europy z
Afryką, ekonomicznych paneli dyskusyjnych etc. Natomiast bardzo
często pyta mnie o kreacje, które mam na sobie – Czy to jest Twoje? To są
najmilsze dowody jego uznania.
W jakim miejscu jest aktualnie La
Mania? Czy porównuje się Pani do zachodnich domów mody? Do czego Pani dąży i
jakie ma Pani założenia w kwestii dalszego rozwoju marki?
Chciałabym zbudować swoją pozycję w
Europie Zachodniej, rynku najbardziej wymagającym i najstarszym na świecie.
Przede wszystkim mam na myśli Paryż, który jest niewątpliwe miastem numer
jeden, kwintesencją stylu, miejscem składającym się z mody. Najdoskonalszym
tego przykładem była śmierć Yves Saint Laurenta, kiedy to wszystkie czołowe
tytuły napisały – czy to już jest koniec Paryża? Dior, YSL, Chanel to są znaki
firmowe stolicy Francji – artystyczna moda i rękodzieło – to znaki
rozpoznawcze tego miasta. Nigdzie nie ma tylu atelier, tylu krawieckich
pracowni, gdzie można zamówić akcesoria jak na przykład pasmanteria robiona na
zamówienie. Ubolewam, że takich miejsc nie ma już w Polsce. Zmarnowaliśmy
mnóstwo szans, wiedzy i doświadczenia, rozmieniliśmy ogromny potencjał na
drobne. Straciliśmy gdzieś nasze dziedzictwo i najlepsze krawieckie
tradycje. Uważam, że za wszelką cenę musimy je odbudować. Niezrozumiałe jest,
dlaczego polikwidowano tyle szkół krawieckich i konstruktorskich. To są świetne
zawody na przyszłość – dziś doceniane i dobrze opłacane. Aktualnie wszyscy
studiują biznes i marketing, tylko pytanie, czym potem zarządzać, skoro
brakuje ludzi podsiadających bardzo potrzebne i poszukiwane zawody.
fot. LAMODE.INFO
Gdzie zamawiane są tkaniny potrzebne
do uszycia kolekcji? Czy są to stali dostawcy, czy przy okazji kolejnych
projektów wciąż poszukuje Pani nowych źródeł?
To są nieustające poszukiwania, choć
mam bazę sprawdzonych dostawców – ok. 80% minimum. Bazuję na najlepszych
włoskich firmach, jak Loro Piana czy Colombo, bo one dają mi gwarancję jakości.
A czy z Karlem Lagerfeldem, ojcem
chrzestnym marki, konsultuje Pani swoje projekty?
Tylko niektóre i bardzo kluczowe. Na
pewno nie wygląda to tak, że omawiamy wspólnie np. model sukienki czy projekt
kołnierzyka. Karl wspierał mnie od początku, udzielił wielu dobrych,
profesjonalnych rad. Wskazał, którą drogą i jak powinnam pójść. On jest osobą
szalenie konkretną. Wypowiada się oszczędnie, a wszystko co mówi to czysta
esencja. Jest niebywale szczery – czasem nawet do bólu.
Czy Polski rynek jest Pani zdaniem
gotowy na luksus?
Luksus tylko i wyłącznie za rozsądną
cenę. Jest to kwintesencja filozofii La Manii! Jak się okazuje nawet
Warszawa nie jest gotowa na pewne drogie marki. Sukienka światowego domu mody
za ok. 10 tysięcy złotych, jest w dalszym ciągu tylko sukienką. Zdaję sobie
sprawę jaki pułap cenowy jest w Polsce nieprzekraczalny.
Jak ocenia Pani aktualną kondycję
rynku modowego?
Mam świadomość kryzysu i nie próbuję
udawać, że go nie ma. Prognozy na 2013 rok nie są najlepsze. Dlatego każdą
rzecz, jaką opracowujemy w atelier analizuję wielokrotnie z całym teamem,
również tym sprzedażowym. Jeśli z wyliczeń wynika, że dana sukienka powinna
kosztować sumę X, to zadajemy sobie pytanie, ile kobiet będzie na to stać.
Dostosowujemy się do potrzeb i możliwości rynku – zmieniając materiał lub
obniżając cenę.
Czy w związku z tym ceny zagranicą
są proporcjonalnie większe biorąc pod uwagę większe zarobki tamtejszej
klienteli?
Ceny są dużo większe za granicą. W
Londynie – nieporównywalnie. Harrod’s, gdzie mieści się butik La Manii, sam
narzuca ceny. Tam nasze sukienki, fakt, że tylko długie, kosztują po kilka
tysięcy funtów.
Gdyby nie zdecydowała się Pani na
stworzenie domu mody La Mania, to czym zajmowałaby się Pani teraz?
Nigdy nie czułam przymusu, żeby
otworzyć jakikolwiek biznes. W dalszym ciągu mam klinikę stomatologiczną Vita
Dent i bardzo zabiegane życie. Obfituje ono w podróże, co z jednej strony jest
niezwykle ciekawe, z drugiej zaś bardzo absorbujące. Nigdy nie marzyłam, aby
zostać bizneswoman, nigdy też nie chodziło o aspekt zarobienia wielkich
pieniędzy. Mając finansową motywację do działania, na pewno nie zdecydowałabym
się na firmę modową. Gdybym produkowała opakowania lub nakrętki, na pewno byłby
to spokojniejszy, łatwiejszy i bardziej dochodowy biznes. Moją inspiracją jest
chęć kreowania rzeczywistości wokół siebie. La Mania to jest firma
ekskluzywna, butikowa – i ja nie chcę jej multiplikować w nieskończoność.
Czy czuje się Pani kobietą
spełnioną, czy wciąż mam Pani poczucie, że to jeszcze nie wszystko, że jest
więcej marzeń do realizacji?
Aktualnie
rozwijam firmę koncentrując się na coraz wyższych wymaganiach rynku. Muszę jeszcze
sprostać wielu wyzwaniom i cieszy mnie taka perspektywa. Uważam, że nie można sobie
pozwolić na poczucie spełnienia, bo z takiego punktu widzenia nie ma już dokąd
iść.
Jak Pani wspomniała, terminarz jest
niezwykle napięty. Rozumiem, że zawsze z czegoś Pani rezygnuje spotykając się
np. na wywiad nami?
Oczywiście (śmiech). Do perfekcji
opanowałam sztukę wyborów. Najważniejsi są dla mnie mój partner i moje dzieci. Kolejność
priorytetów wygląda zatem tak – najpierw są oni, potem jest La Mania, a potem
już nie mam nawet pięciu minut.
Dziękuję
za rozmowę.
Joanna Przetakiewicz – profesjonalizm, kobiecość i siła kobiet, luksusowa moda, styl życia na najwyższym poziomie, szacunek do siebie i innych. Tak określilibyśmy tą ikoniczną postać polskiej mody premium. Marka La Mania rozwija się zarówno w branży luxury fashion, jak i w swoim odłamie home decor. Bacznie śledzimy poczynania Joanny i jesteśmy zachwyceni tym, że nie ma momentów, w których zwalnia! Jest nie do zatrzymania.
Sprawdź też: Fulfillment dla branży fashion – jak to zrobić dobrze?