Marianna Jurkiewicz to jedna z tych makijażystek, bez których nie można się obyć na sesji zdjęciowej. Jej pomysły zachwycają, bo nie trącą banałem, widać w nich także zawodową pasję. Inspirują ją m.in. modelki z lat 50. i 60., czy takie kultowe aktorki jak Brigitte Bardot. Kopalnią makijażowych inspiracji jest też dla niej ShowStudio Knicka Knighta, co w pełni rozumiemy, bo gdzie można znaleźć lepsze filmy fashion? Mariannę podpytaliśmy o jej karierę, estetykę i ulubione trendy w makijażu.
Skąd pomysł, żeby zostać makijażystką?
Talent plastyczny i wrażliwość na otaczający świat odziedziczyłam po Mamie. Już jako dziecko, z Jej pomocą uwielbiałam malować, rzeźbić, tworzyć a sztuka była moim sposobem na dzielenie się emocjami z otoczeniem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te zamiłowania przerodzą się w sposób na życie. A przerodziły się dosyć szybko, bo już jako nastolatka zarabiałam swoje pierwsze pieniądze tworząc makijaże. Ostatecznie zrozumiałam, że właśnie w ten sposób najlepiej wyrażam emocje, naprawiam świat, realizuję się niemal w stu procentach. Lubię rozmawiać z ludźmi, poznawać ich, podejmować próby i ryzyko związane z różnorodnością gustów. Każdy człowiek jest dla mnie wyzwaniem. Wyzwaniem, któremu muszę sprostać, by nie zawieść innych, ale przede wszystkim samej siebie. Makijażem mogę opowiedzieć każdą historię, chciała bym aby moje prace inspirowały, podążały za modą, ale nie były pozbawione indywidualności i elementu zaskoczenia. Muszą być przede wszystkim piękne i w żadnym wypadku nieoczywiste i niebanalne. Oczywistość i banał to kalectwo dla makijażystki.
Skąd czerpiesz pomysły, co Cię inspiruje, nakręca do działania?
Moimi głównymi inspiracjami są fotografie, filmy, teledyski, sztuka ale nie tylko… Często przyroda dostarcza wiele pomysłów i zestawień kolorystycznych. Inspiracje zmieniają się wraz ze mną, moimi przemianami wewnętrznymi. Jedne odchodzą w zapomnienie, ustępują miejsca nowym, ale bywa że po jakimś czasie powracają. Z rzeczy ponadczasowych, uwielbiam przeglądać ultrakobiece zdjęcia modelek i aktorek z lat 50/60 (fotografowie tacy jak np. Helmut Newton, Guy Bourdin, Richard Avedon).
Kino z
epoki Hitchocka czy Brigitte Bardot prezentuje tak sugestywne makijaże,
szczególnie oczu, że nie trzeba włączać dźwięku, aby odczytać emocje i nastroje
filmów…
Współcześnie podziwiam Sølve Sundsbo, Stevena Meisela, Miles Aldrige, duet Mert Alas[&]Marcus Piggott, Mario Sorrenti, Peter’a Lindberga oraz dużo więcej. Coraz bardziej przekonuje mnie do siebie Juergen Teller. Wielką kopalnią inspiracji jest ShowStudio Nicka Knighta czy filmy Eugenio Recuenco.
Masz jakieś make up’owe autorytety?
Jest wiele postaci które inspirują mnie swoimi makijażami: uwielbiam Toma Pecheuxa za prostotę i czystość prac, niezwykle cenię też takich artystów Jak Kevyn Aucoin, Pat MCgrath czy Alex Box. Ulubionych trendów w makijażu mam wiele… Jednym z nich, ostatnio powracającym, jest nieskazitelna, świetlista cera – przejaw młodości i zdrowia.
Dokładnie wymodelowana twarz, wariacje na temat różu, makijażu ust, oczu – wszystko to tworzy całość i sprawia, że nie potrafię zdecydować co jest moim największym konikiem w tym co robię 🙂