Pół roku ciężkiej pracy z szydełkiem, kilkanaście kilogramów włóczki, kilka kilogramów kolorowych sznurków i tyle samo starych bluz sportowych, z których wycinane było cenne logo, mnóstwo pasji i determinacji – to składowe pierwszej kolekcji Kasi Walentynowicz. Zatytułowana trochę przewrotnie Dzień Babci – miała być kompromisem i ukłonem w stronę babć, które krytykują młode dziewczyny za męski, sportowy styl i podsuwają do szafy misternie wydziergane swetry.
Za inspirację posłużyła mi babcia i jej krytyka mojego sposobu ubierania się, szczególnie godząca w różnobarwne ortaliony adidasa z lat 80. Babcia popychała mnie w stronę robótek ręcznych, swetrów, dzierganych sukienek. Jej zarzuty głosiły, że mam za dużo ubrań, że ich kolory są zbyt intensywne, ‘cyrkowe’, że tkaniny są w większości nienaturalne, a kroje męskie, choć przecież istnieją włóczki – dla babci synonim dziewczęcości i dobrego stylu oraz ponadczasowości. – mówi o kolekjci projektantka.
Miks szarych dzianin w połączeniu z wielobarwnymi logotypami – synonimami kultowej mody początku lat 90. – tworzą historię, w której współczesność przenika się z tradycją, a kult marki i wielkich koncernów odzieżowych z kunsztowną pracą ręczną.
Jak podoba się Wam takie spojrzenie na modę?