Warto odwiedzić
Logotyp serwisu lamode.info

Z WIZYTĄ U… PLICHA

Z zamiłowania malarz, zdolny samouk, artysta o wielu pasjach. Dziś w cyklu z wizytą u… zajrzeliśmy do projektanta mody PLICHa.  

Z WIZYTĄ U… PLICHA 9205 126538

Tym razem wpadliśmy do PLICHa, którego salon mieści się przy Mokotowskiej 52. Całość zdecydowanie ma klimat  art deco, podobnie zresztą jak jego apartament. Meble z lat ‘50, rzeźby w stylu Bauhaus, stosy albumów o modzie i sztuce, obrazy na ścianach – w takiej, zaaranżowanej przez siebie przestrzeni, tworzy i mieszka projektant. Wchodząc tam, od razu czuć artystyczną atmosferę paryskiej bohemy, nie bez przyczyny, bo właśnie Paryż jest dla projektanta kolejnym celem.  

 

Wagę do tworzenia własnej przestrzeni PLICH przykładał już jako kilkulatek.

 

Lubię kreować wizerunek od A do Z. Lubię mieć wpływa na całość – na makijaż, fryzurę. Nie jestem projektantem, który projektuje wyłącznie sukienki. Jeśli doskonale wiesz, jak powinna wyglądać przestrzeń wokół ciebie, masz łatwość w jej tworzeniu.

 

Jako ośmiolatek trafiłem do profesor na lekcję malarstwa. To właśnie ona została moją mentorką przez kolejne dziesięć lat. Zawsze najważniejsze dla mnie było znalezienie własnego miejsca w życiu. Kiedy byłem nastolatkiem, zastanawiałem się co chcę robić, czy będę malarzem, piosenkarzem czy projektantem? Szukałem dla siebie przestrzeni.

 

 

Z wizyta u Plichfot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO

 

Czas szybko zweryfikował wątpliwości i pełen ambicji szesnastolatek trafił z kolekcją do dużej publiczności.

 

Wychowałem się w Zakopanem, gdzie byłem modelem w tamtejszej agencji. W trakcie rozmowy z jej właścicielką zdradziłem się z planami projektowania, pokazałem jej swoje pomysły, a ona pomogła mi zorganizować pokaz w kultowym wtedy hotelu Orbis Kasprowy. Był rok 1996 roku, czasy świetności tego hotelu, dwa dni przed Sylwestrem. Miałem szesnaście lat i około czterystu gości na debiutanckim pokazie.

 

W Polsce w latach 90. wyjazdy na studia za granicę nie były tak łatwe i popularne jak teraz. Stwierdziłem, że muszę sobie stworzyć warunki do praktyki, najważniejsza jest właśnie ona. Chodzi o to, żeby przyjmować zamówienia, szyć, mieć kontakt z klientami. Byłem więc modowym samoukiem. Debiutancki pokaz dodał mi odwagi i wyjechałem z rodzinnego miasta. To było dobre miejsce na spędzenie dzieciństwa, dalszego rozwoju szukałem gdzie indziej.

 

I tak zaczęła się podróż między polskimi centrami kultury. Zakopane-Kraków-Warszawa…

 

Kiedy przeprowadzałem się z Zakopanego do Krakowa, wiedziałem, że będzie to przeprowadzka na kilka lat, choć Warszawa w planie była już od samego początku. W Krakowie chciałem odnaleźć samego siebie i nie wchodzić w dopiero co powstające polskie środowisko mody (to były lata 90., a więc sam początek). Sugerowanie się innymi nie zawsze dla młodego projektanta jest dobre.

 

Kraków pokochałem, ale z roku na rok coraz bardziej doskwierały mi częste podróże do stolicy. Poza tym wpływ na moją przeprowadzkę miały media, klienci i rynek. Większą część klientów miałem w Warszawie, a ci którzy mieszkają w Krakowie i tak wpadają do warszawskiego butiku.

 

Z wizyta u Plichfot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO

 

Wielu ze wspomnianych klientów ma w Polsce status gwiazdy. Czy istnieją w kraju celebryci z którymi chciałby współpracować?

 

Cenię sobie maksymalizm i lubię robić coś na większą skalę, zaangażować się. W związku z tym, kolaborować nie można ze wszystkimi. Bardzo miło wspominam relacje z Renatą Przemyk i Ulą Grabowską, część kolekcji powstała zresztą dzięki inspiracji tymi dwoma osobowościami.

 

Przy wyborze gwiazd, zawsze kieruję się osobowością. To zdrowe nastawienie. Prawda jest jednak taka, że najbardziej inspirują mnie postaci, które już odeszły, ikony XX wieku. Tamte czasy były wolniejsze, wytworniejsze, bez wszechobecnego bombardowania reklamą.

 

Elizabeth Taylor (kolekcja lato 2012 była poświęcona jej kreacji w filmie Kleopatra) czy Audrey Hepburn to właśnie takie gwiazdy. Chodzi mi o pewną manierę wielkich aktorek kina, ich delikatność i kobiecość, a przy tym charyzmę, obecnie wielu celebrytom tego brakuje.

 

PLICH ubiera jednak nie tylko gwiazdy, szyje też dla siebie, jest więc żywą reklamą marki.

 

Jakiś czas temu byłem w Paryżu i kilka osób pytało o moje torebki, m.in. podczas zakupów w salonie Kenzo. Jeśli poruszasz się w takich przestrzeniach i ludzie pytają o Twój projekt, świadczy to o dobrym designie.

 

Projektuję własne ubrania. Poza tym testuję projekty, sprawdzam jak się noszą, jak układają, jak sam się w nich czuję. Od dawna noszę głównie ubrania uszyte własnoręcznie. Mam tak od czasów dzieciństwa, wtedy tylko rzeczy trudniejsze w konstrukcji, np. garnitury, szył dla mnie krawiec.

 

Z wizyta u Plichfot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO

 

W takim razie co z ofertą dla mężczyzn? Czy zobaczymy PLICH for Men? 

 

O wiele trudniej stworzyć ofertę dla panów w Polsce, każdy z moich klientów ma inny styl i inne oczekiwania co do noszonych przez siebie ubrań. Dla mnie męska moda to wysokie krawiectwo i odpowiednie proporcje do sylwetki. Często słyszę, że traktuję męskie rzeczy jako broszkę, pokazując tylko kilka męskich modeli na wybiegu, a to jest wynikiem realiów rynku.

 

Chciałbym tworzyć zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Od strony projektowej jestem na to przygotowany. Zależałoby mi też na wprowadzeniu dodatkowo tańszej linii. Wracając jednak do męskich rzeczy, nie ma aż tak wielu klientów, dlatego nie ma sensu produkować ubrań i potem magazynować. Szyję na zamówienie.

 

 

Szycie na zamówienie, linie tańsze i droższe to wszystko marketing marki, a tego trzeba się nauczyć.  Czy młodzi polscy projektanci mają szansę znaleźć wsparcie na początku kariery?

 

 

Dla mnie jest jeszcze chyba trochę za wcześnie, żebym był autorytetem dla początkujących projektantów. Poza tym uważam, że najwięcej daje samodzielne podejście do sprawy. Zupełnie tak jak u mnie.

 

Recepta? Przede wszystkim nie można się zanadto sugerować pracami wielkich, zagranicznych nazwisk i domów mody. To jest niebezpieczeństwo. Ludzie nie czują często różnicy między inspiracją a kopiowaniem cudzych projektów. Kiedy ja inspiruję się ikonami, skupiam się na wartościach i hasłach, które się z nimi kojarzą, nie kopiuję sylwetek i stylizacji.

 

Dla młodych osób, zaczynających projektować jest obecnie wiele możliwości – przeglądy, pokazy, konkursy. Poza tym, warto ufać własnej intuicji.

 

Intuicja jest rzeczą dobrą, ale co z podstawami prowadzenia własnej marki?

 

Z tego co widzę, proces zderzania się z rzeczywistością dla początkujących często jest bardzo brutalny. Dylemat rodzi się kiedy kończysz ASP i chcesz sprzedawać, a musisz sam znaleźć pomysł. Sztuka kompromisu często jest trudna – wizja, oszacowanie kosztów i czasu realizacji.

 

Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby na swojej drodze spotkać kogoś, kto pokieruje. Nazywam to wciąż prawem dżungli. Nieważne, czy masz wsparcie finansowe, czy odwrotnie, pochodzisz z biednej rodziny –  to czy przetrwasz w tej dżungli, zweryfikuje czas.

 

Obecnie PLICH planuje projekty we francuskiej stolicy mody, a my z ciekawością będziemy się tym działaniom przyglądać. I po sąsiedzku mówimy do zobaczenia!

 

 

podobne artykuły