REKLAMA
Logotyp serwisu lamode.info
REKLAMA

MARTA DYKS – WYWIAD Z MODELKĄ REBEL MODELS

Mówi, że nie robi nic wbrew sobie i że jej agencja nie ma z nią lekko. O rezygnowaniu z modelingu i o tym, że wszystko zaczęło się od pierwszego rowerka,  rozmawialiśmy w Paryżu z Martą Dyks.

MARTA DYKS – WYWIAD Z MODELKĄ REBEL MODELS 12404 124067
REKLAMA

Pojawiła się w lookbooku Zary, Topshopu, Erdem czy Jil Sander. Widzieliśmy ją na wybiegach u Elie Saab, Zadig[&]Voltaire, Acne, Driesa Van Notena, duetu Dolce[&]Gabbana, Anthony’ego Vaccarello, Fendi, Mulberry, Victorii Beckham, Rag[&]Bone, Diora, Celine, Balenciagi czy Louis Vutton. Jest jedną z niewielu Polek, które zatrudniło Burberry. To właśnie ten magiczny pokaz pod względem emocjonalnym najbardziej zapadł jej w pamięci. Produkcja, która robi wrażenie i nie może równać się z żadną inną.

 

Mówiła, że nigdy nie będzie mieć chłopaka modela. Obecnie jest w szczęśliwym związku, mimo, że wykonują ten sam zawód. Bo to ułatwia, a nie utrudnia. Daje wsparcie i zrozumienie, dzięki temu, że oboje znają tę branżę, te same wzloty i upadki.

 

Choć w modelingu jest obecna już od kilku lat, teraz właśnie przeżywa swój najlepszy czas. Dlaczego? O tym oraz o zawiłej edukacji, rezygnowaniu z mody, buncie, pierwszych doświadczeniach, drodze na światowe wybiegi i pierwszym rowerku, w czasie Paris Fashion Week rozmawialiśmy z Martą Dyks, modelką agencji Rebel Models.

 

 

 

Który to już Twój sezon?


To dość skomplikowana sprawa. Zależy czy liczymy od momentu, kiedy pierwszy raz pojechałam na Fashion Week czy kiedy faktycznie zaczęłam na nim pracować przy prestiżowych pokazach. Swój pierwszy zrobiłam 4 lat temu.

 

 

Zaczynałaś jednak jeszcze wcześniej.


Jeżeli mowa o samym początku, to przez pierwsze 4 lata życia byłam jedynaczką, pierwszą wnuczką moich dziadków (śmiech). Moja mama wspomina, że gdy miałam zaledwie 2,5 roku dostałam swój pierwszy rowerek. Powiedziała wtedy żebym zapozowała przy nim jak modelka. Pytanie skąd tak małe dziecko ma wiedzieć, o co chodzi i kim w ogóle jest modelka (śmiech)?

 

Nie uwierzysz, ale zapozowałam i to zdjęcie do dziś leży w albumie. Później robiłam pokazy mody z babcią. Moim ulubionym widzem z pierwszego rzędu był dziadek, który znosił wszystko cierpliwie. Kreacje były babci, a choreografia i stylizacje moje. Byłam człowiekiem renesansu (śmiech). Zajmowałam się wszystkim, nawet produkcją, bo wiedziałam gdzie posadzić dziadka.

 

 

Twoje pierwsze doświadczenia w modzie (śmiech)?


Nie wiem skąd mi to wszystko przyszło do głowy. Nikt mnie nigdy tego nie uczył. Babcia miała po prostu super ciuchy i zamiłowanie do ciekawych stylizacji, wiecznej zmiany wizerunku, więc ja zaczerpnęłam to od niej. Taki był mój początek. Później miałam epizod w agencji dla dzieci w wieku 8 lub 9 lat. Ale to było tylko dla zabawy.

 

 

Rodzice nakierowali Cię na modeling?


Nigdy nie było tak, że pchali mnie do modelingu. Fundowali mi zawsze dużo rozrywek, starali się poszerzać moje horyzonty w różny sposób. Dlatego mama któregoś dnia wpadła na pomysł, że tym razem pójdziemy na sesję i zrobimy zdjęcia.

 

 

Szukaliście agencji?


Tak, jednak trafiłam później do takiej, która okazała się wielkim oszustwem. Nie wiedzieliśmy, że agencja nie może żądać żadnych pieniędzy. Obecnie zasięgnięcie informacji nie jest takie trudne. Zwłaszcza, że panuje swego rodzaju „moda i obsesja” na punkcie modelek i modelingu.

 

Przez moment asystowałam także w filmach, gdzie byłam m.in. dublerką-kaskaderką(śmiech). Wygrałam też konkurs na nowe twarze jednej z warszawskich agencji i pojawiłam się na okładce młodzieżowego pisma.

 

 

Modeling wtedy nie był tak popularny w Polsce.


Teraz przynajmniej wiesz, komu zaufać. Nie jest trudno znaleźć informacje o tym, do jakiej agencji warto się udać. Wszystko jest jasne i wytłumaczone. Nigdy nie interesowałam się tym i nie szukałam agencji na siłę. Stało się to bardziej przez przypadek. Domyślam się, że dziewczyna, która bardzo chce zostać modelką, jest w stanie sprawdzić wszystko. Mi się to po prostu wydarzyło. Po drodze zmieniałam zdanie, odchodziłam i chciałam sobie wybić modę z głowy. Po jakimś czasie wróciłam już do innej agencji, w której byłam krótko. Finalnie wylądowałam w Rebel Models, ale to wszystko zajęło łącznie kilka dobrych lat.

 

 

Zaczęłaś regularnie pracować?


Na pewno częściej, ale nie działo się nic spektakularnego. Robiłam pokazy w Polsce, kampanię i pojedyncze reklamy. Nie było to jednak coś, co pozwoliłoby mi się utrzymać z modelingu. Były to raczej drobne prace dodatkowe w Polsce, dorobienie do budżetu.

 

 

A co z zagranicą?


Miałam tam już wtedy agencję. Jeździłam na Fashion Weeks, ale nie pracowałam przy ważnych pokazach. Głównie robiłam te mniejsze bądź showroomy znanych projektantów. Dużo się zmieniło od tego czasu i ja zmieniłam się zupełnie z wyglądu.

 

 

To znaczy?


Z wyglądu i charakteru każdy zmienia się z upływem czasu. Zawsze wyglądałam bardzo młodo, ale wcześniej miałam wręcz dziecięcą twarz, okrągłą buzię. Z wiekiem wyszczuplała, więc zmieniły mi się rysy. Obcięłam włosy. Był to jednak ruch podyktowany wyłącznie tym, że chciałam to zrobić dla siebie.

 

Wcześniej miałam wrażenie, że Fashion Weeki były po prostu stratą czasu. Robiłam pojedyncze pokazy, które nie były nawet w oficjalnym kalendarzu. Trochę się tu najeździłam, więc najzabawniejsze jest to, że spotykałam wtedy casting directorów, którzy kompletnie mnie nie pamiętają z tamtego okresu. Jakbym stała się nową osobą.

 

 

Ale zanim trafiłaś na wybiegi najlepszych projektantów po raz kolejny chciałaś rzucić modeling.


Znalazłam pracę w Polsce w produkcji telewizyjnej, bo nie miałam wystarczająco dużo zleceń żeby móc się z nich utrzymywać. Nie chciałam już wyjeżdżać i wydawać pieniędzy, bo zwyczajnie mi się to nie kalkulowało. A niestety koszt włożonego czasu w tę pracę był nieproporcjonalny do tego, co dostawałam w zamian. Więc chciałam sobie odpuścić. Tym bardziej, że miałam stałą pracę.

 

 

Wywiad z Martą Dyks w Paryżu lamode.info

fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO


 

Modeling zdążył jednak pokrzyżować plany Twojej edukacji?


To jest bardzo zawiła historia. Po liceum nie zrobiłam sobie przerwy i poszłam na studia.Studiowałam filozofię w Toruniu, a w międzyczasie przeprowadziłam się do Warszawy i tam rozpoczęłam równolegle studiować polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

I?


Wszyscy moi rówieśnicy bronią w tym roku magisterkę (śmiech), a ja muszę jeszcze na to chwilę poczekać. Wszystko byłoby łatwiejsze gdyby nie obecności na uczelni. Tej kwestii niestety nie przeskoczę. Próbowałam studiować w każdym możliwym trybie. Niestety żaden nie jest na tyle elastyczny, aby ułatwić mi pogodzenie pracy i szkoły. To skomplikowana sytuacja, ale moim marzeniem wciąż jest napisanie doktoratu z filozofii. Just for fun.

 

 

Jednak filozofia?


Nie chcę być pracować na uczelni. Po prostu bardzo mnie to pasjonuje. Chciałbym to zrobić dla siebie.

 

 

Jaki temat?


Jeszcze nie wiem, bo filozofia jest bardzo obszerna. Mam kilka typów. Wszyscy dziwili się, że co ja zrobię po takich studiach. A tak naprawdę dają one ogląd na wszystko m.in. podstawy prawa czy estetyki. Poza tym jestem w tak komfortowej sytuacji, że nie muszę studiować tego, co da mi w przyszłości pracę. Mogę pozwolić sobie na studiowanie tego, co sprawia mi przyjemność. 

 


Dlaczego w ogóle poszłaś tym torem?


Dlaczego filozofia? Ponieważ nie chciałam robić sobie przerwy po liceum. W liceum plany zmieniałam cztery razy. Poszłam do klasy psychologicznej, ponieważ chciałam pracować w policji kryminalnej. Okazało się, że wygląda to zupełnie inaczej w praktyce niż w teorii, co bardzo mnie zraziło. Po tym wszystkim miałam etap z Akademią Sztuk Pięknych. Totalna fascynacja. Chodziłam na zajęcia z malarstwa i rysunku. Miałam teczkę, zapisałam się na egzamin.

 

 

Rysujesz?


Nie, już nie. Już chyba nie umiem, a poza tym nie mam czasu. Chciałam iść na architekturę wnętrz. Złożyłam teczkę, chodziłam przez dwa lata liceum na zajęcia z malarstwa, rysunku i historii sztuki. Dwa tygodnie przed egzaminem zrezygnowałam i stwierdziłam, że nie wiem, kim jednak będę i co chcę robić w życiu…

 

 

I wylądowałaś na filozofii.


To chyba dobre miejsce dla takich osób. Super wspominam ten czas. Poznałam wiele ciekawych postaci, totalnie różnorodnych ludzi. Jednak praca zmusiła mnie do przeprowadzki do Warszawy.

 

 

I jesteśmy w momencie, kiedy zrezygnowałaś z modelingu.


Nie do końca, bo prawda jest taka, że nie zdążyłam. Przez pracę w produkcji telewizyjnej coraz bardziej wycofywałam się z modelingu. Kiedy ostatecznie chciałam odpuścić Monika, właścicielka agencji Rebel namówiła mnie na spotkanie z agentem Next. Niechętnie na nie poszłam. Okazało się, że od zaraz chcą podpisać kontrakt. Nie byłam przekonana z uwagi na wcześniejsze doświadczenia, ale postanowiłam, że spróbuję na moich warunkach.

 

Po 3 dniach dostałam pierwsze ważne zlecenie od Yves Saint Laurent, co oznaczało, że m.in. w pierwszym sezonie zrobię exclusive na świat. Finalnie nie wszystkie założenia kontraktu zostały spełnione.

 

 

Dramat?


Nie, bo nie miałam nigdy ciśnienia. Ominęłam Nowy Jork i Londyn. Dwa dni przed startem Tygodnia Mody w Mediolanie okazało się, że mnie skasowali. Poleciałam, więc do Włoch i tam miałam powtórkę z innym domem mody. Co znów oznaczało, że nie robiłam innych castingów. Zostałam skasowana kilka godzin przed, przez co zrobiłam tylko dwa pokazy. W Paryżu zrobiłam trzy, dlatego że dostałam semi-exclusive Celine. Czyli do momentu pokazu nie mogłam robić nic innego. Choć był on trzy dni przed końcem to udało mi się zrobić jeszcze Louis Vuitton w tamtym sezonie.

 

 

Początek jednak nie brzmiał najlepiej.


Tak wyglądał mój pierwszy prawdziwy sezon. Był z jednej strony nieudany, a z drugiej szczęśliwy, bo jakieś ważne pokazy udało mi się zrobić. Tak to bywa. Nic nie można przewidzieć, niczego nie można być pewnym.

 

 

Wywiad z Martą Dyks w Paryżu lamode.info

fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO


 

Nigdy nie chciałaś być docelowo modelką, jak więc się w tym odnajdujesz?


Nie było to nigdy moim marzeniem, choć już od rowerka gdzieś się ten modeling przewijał (śmiech). Jak było mi po drodze, to byłam modelką. Jak nie, to nie byłam.

 

Dla mnie to jednak przede wszystkim praca. Nigdy nie traktowałam tego w innych kategoriach. Każdy na swoją narzeka i ja na swoją też w jakichś aspektach.

 

 

Modeling nie był dla Ciebie łaskawy.


Przez jakiś czas zastanawiałam się czy w ogóle zarabia się pieniądze tak pracując, czy może to wyimaginowana historia. Wiele też musiałam się nauczyć, bo nie ze wszystkim się godzę.

 

 

Na przykład?


Bardzo nie lubię, kiedy ktoś próbuje wywrzeć na mnie presję i przekonać do swoich racji, które kłócą się z moimi oczekiwaniami. Ta praca uczy egoizmu, ale to wynika z tego, że stawianie warunków to tak naprawdę dbanie o swoje życie, o swoją osobę. W pewnym momencie trzeba samemu o sobie zadecydować, wiedzieć, co jest dobre a co się nie kalkuluje.

 

Często zdarza się, że mam odmienne zdanie niż moi agenci. To jednak praca z dorosłymi ludźmi i każdy ma swoje argumenty. Dlatego cieszę się, że „wróciłam” w tym wieku, ponieważ jestem traktowana na równi. Decyduję o sobie. Pamiętam, że kiedy byłam nastolatką nikt nie pytał mnie o zdanie i ciężko było cokolwiek przeforsować. Nie byłam traktowana serio. Do tego jestem zodiakalnym bykiem, jestem zbuntowana i nic na to nie poradzę.

 

Cierpliwości nauczyłam się w tej pracy, bo paradoksalnie prócz egoizmu uczy także pokory. Wcześniej w głowie mi się nie mieściło jak przymiarki można robić o 2 w nocy i trzymać do 6 rano modelkę, która dwie godziny później ma pokaz. Dużo wody musiało upłynąć aż pogodziłam się z wieloma rzeczami.

 

 

Z czym się jeszcze nie pogodziłaś?


Zawsze walczę też o normalne warunki mieszkaniowe. Nie potrzebuję wygód, ale zdarzało się, że lądowałam w mieszkaniu gdzie było 13 stopni, a ciepła woda w określonych godzinach. Na takie rzeczy się nie godzę, bo pracuję swoim ciałem i muszę być zdrowa, silna, muszę się wyspać, najeść i odpocząć. Agencja nie ma ze mną lekko. I jestem pierwszą modelką, która krzyczy, gdy nie ma podstawowego cateringu.

 

 

Krzyczysz?


Niedosłownie, ale upominam się dość stanowczo. Jeśli podczas kilkunastu godzin pracy modelki nie mają, co jeść i pić, to tak.

 

 

I jak reagują?


Różnie. Czasami pozwalają wyjść i coś zjeść albo od razu zamawiają catering. Nie chodzi już wtedy o to żebyśmy były najedzone, tylko o opinię, bo wszyscy mają świadomość nagonki na świat mody i nikt nie pozwoli sobie na tego typu ataki. Jak nie mam mocy sprawczej to dzwonię do agencji, że tak nie może być. Są to przecież rzeczy podstawowe.

 

 

Jesteś 8 lat w tej branży. Co się zmieniło?


Trend na modelki, bo jeszcze kilka lat temu dziewczyna, która chciała nią zostać mogła mieć maksymalnie 19 lat. Zawsze stawiano na młode. Teraz jest trend na starsze dziewczyny. Brzmi to śmiesznie, bo mówię o tych, które mają 23 czy 24 lata (śmiech). Jest jednak wiele dziewczyn, które stawiają dopiero pierwsze kroki, a mają np. 27 lat. Oczywiście okres, w którym będą pracowały się skraca, ale nikt nie zabiera im tej szansy. Zauważono to, że np. 16-letnia dziewczyna nie jest w stanie zaproponować takiej gamy doświadczenia życiowego, jak jej starsza koleżanka.

 

 

Gamy emocji?


 

Tak, z uwagi na niewielkie doświadczenie nie będzie znała wielu z nich. Dużo osób przyznaje, że woli pracować ze starszymi, bo są bardziej wytrzymałe i mają więcej do zaoferowania. To istotna zmiana.

 

 

Bardzo młode dziewczyny w modzie są dla wielu kontrowersją. Dla Ciebie ona istnieje?


To, że dziewczynki chodzą w pokazach nie jest kontrowersją. Dla mnie „zgrzytem” jest to, że rodzic zgadza się posłać dziecko samo w daleki świat do pracy. To nie jest zabawa. Ja w wieku 16 lat jeździłam na sesje z mamą i wtedy to była forma zabawy. Nie wyobrażam sobie, że miałabym jechać sama na Fashion Week i pracować, bądź spędzać długie miesiące poza domem . Moim zdaniem 16 latki powinny siedzieć wtedy w szkole, a nie bawić się w pracę. A jeśli już jest taka konieczność, robić to w bardzo przemyślany sposób, który nie odbiera im możliwości ukończenia szkoły.

 

 

Ty coś poświęciłaś modelingowi?


Zawsze było mi ciężko pogodzić się z tym, że muszę coś poświęcać. Zazwyczaj na pierwszym miejscu stały inne, ważniejsze rzeczy. Jednak dużo się zmieniło i weszło na inny poziom, dlatego zdarzają mi się poświęcenia. Przede wszystkim to czas, który mogłabym spędzić z rodziną, znajomymi czy na skończenie studiów.

 

 

Żałujesz czegoś?


Nigdy niczego nie żałuję, bo nawet złe doświadczenia są nauką na przyszłość. Owszem, mogłam wcześniej zacząć pracować, ale gdyby tak się stało, nie byłoby tych rzeczy, które się wydarzyły w moim życiu w tym czasie. Wszystko miało jakiś sens.

 

 

Martę możecie śledzić na Instagramie pod adresem http://instagram.com/martadixiedyks!

 

Zakupy na Lamode

podobne artykuły

REKLAMA