Logotyp serwisu lamode.info

OLA RUDNICKA – WYWIAD Z MODELKĄ MODEL PLUS

Z impetem wtargnęła do światowego modelingu, a dziś obchodzi swoje urodziny. Przypominamy nasz wywiad z Olą Rudnicką z agencji Model Plus.

OLA RUDNICKA – WYWIAD Z MODELKĄ MODEL PLUS 12452 124026

Być może kojarzycie uroczą blondynkę z kampanii biżuterii W.Kruk, która wciąż spogląda ze stron gazet i reklam w salonach marki. Teraz jednak niektórym ciężko będzie ją rozpoznać. Swoją metamorfozę – niemalże białe włosy – zawdzięcza Miucci Pradzie, u której zadebiutowała, rozpoczynając swoją przygodę na światowych wybiegach. A to był dopiero początek najbardziej przełomowego sezonu Oli Rudnickiej, wschodzącej gwiazdy agencji Model Plus.

 

Pracowała z Patrickiem Demarchelier, Stevenem Meiselem, Craigiem McDeanem czy Paolo Roversim. I ponownie pojawiła się u Prady. Tym razem w kampanii najnowszej, wiosenno-letniej kolekcji. Widzieliśmy ją na wybiegu Louis Vuitton, Miu Miu i Celine, jej zdjęcia w Vogue Italia czy Interview Magazine. Można wyobrazić sobie bardziej prestiżowe zagraniczne początki? My z Olą w warszawskich Delikatesach Esencja rozmawiamy o pierwszych zleceniach, rosnących oczekiwaniach, studiach na odległość i metamorfozie.

 

 

 

Twoje pierwsze zlecenie?


Lookbook Zuo Corp. na jesień zimę 2011. To była moja pierwsza praca.

 

 

Byłaś już wtedy w Model Plus?


Tak, ale Darka Kumosę spotkałam dużo wcześniej… w Zarze. Jestem dziewczyną z Zary (śmiech). Tak sobie żartujemy, bo tam mnie wypatrzył. Był to początek roku, styczeń, więc zaczynały się przeceny i poszłam na zakupy z moim tatą. To był 2010 rok, miałam skończyć 16 lat za kilka miesięcy. Podszedł do nas Darek i zapytał czy jestem modelką. Myślał, że już pracuję. Mój tata strasznie się zdziwił, choć już wcześniej miewałam takie propozycje. Bo wiadomo – to niecodzienna sytuacja.

 

 

Przestraszył się?


Na pewno. Nie zachłysnął się tą propozycją, bo wiadomo, jakie są stereotypy na ten temat. Tym bardziej, że byłam wtedy jeszcze dzieciaczkiem z aparatem na zębach.

 

 

Przyjęłaś propozycję?


Od Darka dostałam wizytówkę, ale przez cztery miesiące się nie odezwałam. To była bardzo zabawna sytuacja, bo mój dobry kolega chciał zostać modelem. Powiedziałam mu, że jeśli chce, możemy pójść do agencji, bo mam wizytówkę
i kontakt, więc spróbujemy i może cię zauważą (śmiech).

 

 

I poszliście?


Tak, dwa dzieciaki z liceum poszły do Model Plus (śmiech). Kiedy ja miałam zdjęcia próbne, kolega czekał na mnie w holu, więc zapytałam się Ani, która robi polaroidy w agencji i zajmuje się stroną, jak to jest z modą męską, czy mają dużo zleceń i czy przyjmują chłopców? Zapytała czy chodzi o mojego kolegę (śmiech).

 

 

Bardziej interesowały Cię jego szanse?


Wtedy z takim zamiarem tam poszliśmy – bardzo chciał zostać modelem. Myślę, że Darek do tej pory tego nie wie (śmiech).

 

 

Teraz się dowie (śmiech). Co dalej?


Dostałam propozycję współpracy. Jedynym warunkiem moich rodziców było to, żeby w szkole wszystko było w porządku.

 

 

Skończyłaś szkołę w tym czasie, kiedy stawiałaś pierwsze kroki?


Tak, w maju napisałam maturę.

 

 

I wybrałaś uniwersytet w Paryżu. Korespondencyjnie.


Mój dziadek nazywa to studiami z doskoku. Ale to na razie jedyna opcja, jedyna możliwość.

 

 

Dlaczego Paryż?


Tam mieszka mój ojczym i mama. Miałam studiować prawo stacjonarnie. Taki był cel, bo jednak w Paryżu łatwiej jest połączyć pracę modelki i szkołę. Później oczywiście wszystko się pozmieniało, bo zaczęła się praca na poważnie. Na początku studiów stwierdziłam, że muszę przenieść się na tryb korespondencyjny. To ma większy sens. Szczególnie teraz.

 

 

Wszystko nabrało tempa. Zrobiłaś przełomowy sezon.


Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło (śmiech). To właśnie jest mój problem, że strasznie dużo osób mówi mi „Super, wspaniale! Teraz to się zacznie”. A ja, przyznam szczerze, że wewnętrznie bagatelizuję rzeczy, które już są za mną.

 

 

Prada, Miu Miu i Louis Vuitton – to niezwykły zagraniczny debiut.


Z tym, że ja niewiele zrobiłam żeby to się stało (śmiech). Tak po prostu wyszło. Dzieło przypadku, a nie efekt dalekosiężnego planu, nad którym długo pracowaliśmy. U mnie niewiele się zmieniło. Wciąż dla mnie ogromną przyjemnością i czymś, na co zawsze bardzo czekam jest powrót do Warszawy czy Paryża, zobaczenie się z moją rodziną, ze znajomymi. To wciąż są dla mnie priorytety. Modeling oczywiście daje mi satysfakcję. Cieszę się, że tak się wszystko potoczyło, ale wydaje mi się, że wciąż to do mnie nie dotarło.

 

 

OLA RUDNICKA – WYWIAD Z MODELKĄ MODEL PLUS

fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO

 

 

Pierwszy pokaz, czyli Prada był w dodatku exclusive.


Castingi do Prady miałam już w lipcu. Byłam wtedy w Paryżu i dostałam wiadomość od agencji, że mam iść na casting do Miu Miu. Akurat tego dnia pożyczyłam mojej koleżance na imprezę moje jedyne czarne szpilki. Na co dzień nie noszę butów na obcasie, więc nie miałam innych. Stwierdziłam, że trudno, pojadę tam w płaskich butach, wezmę książkę i powiem, że wcześniej byłam w pracy. Na casting weszłam zestresowana. Zrobiono mi parę zdjęć i tradycyjnie musiałam się przejść. Później mój agent powiedział mi, że mam opcję exclusive (pokaz na wyłączność) Prady. A ja przecież byłam zupełnie nieprzygotowana!

 

 

Kolejne dzieło przypadku.


Ale tak właśnie się zdarza. Szczególnie, gdy wychodzę z castingu i jestem pewna, że źle mi poszło. Często, gdy bardzo się staram i mam wrażenie, że teraz mi się uda to, jest zupełnie odwrotnie. Kiedy podchodzę luźno do sprawy, albo z góry jestem pewna, że z tego nic nie będzie wtedy zazwyczaj idzie dobrze.

 

 

Prada przefarbowała Ci włosy.


Tak.

 

 

Ryzykowne, bo kojarzą was z jednym wizerunkiem.


Dlatego teraz ciężko będzie to zmienić. Przyznam szczerze, że na początku byłam przerażona. Minęły już dwa miesiące, więc się przyzwyczaiłam, ale łatwo nie było. Miałam naturalny, popielaty blond i lubię naturalność. Nie maluję się, nie ubieram ekstrawagancko. Lubię prostotę, a to jest kolor, który ubiera. Nieważne, co teraz założę – i tak włosy najbardziej przyciągają uwagę.

 

 

A Ty tego nie lubisz.


Nie czuję się z tym swobodnie. Przeszkadzają mi sytuacje, gdy wszyscy na mnie patrzą. Nawet w Nowym Jorku ludzie zwracali na ten kolor uwagę, a przecież to miasto otwarte na ekstrawagancję w wyglądzie.

 

 

Zostaniesz przy tym wizerunku?


To nie będzie do końca moja własne decyzja. Zajmuje się tym agencja, ale ja daję im wolną rękę w tej kwestii. Moja babcia, tradycyjna kobieta, powiedziała, że jest mi nawet lepiej niż w poprzednim kolorze (śmiech). To był komplement albo chciała mnie pocieszyć – do tej pory nie wiem.

 

 

Podobno w Twojej urodzie zakochał się Steven Meisel.


Nie wiem czy się zakochał, ale na pewno nie dosłownie(śmiech). Mam nadzieję, że w sensie zawodowym, modowo. Po pokazie Prady wróciłam do Paryża i dostałam wiadomość od Darka, że agent Meisela dzwonił. Szukali mnie podobno pod imieniem Aleksandra. W końcu znaleźli Olę i poleciałam później na jego sesję do Nowego Jorku dla Vogue Italia. Z Meiselem pracowało się świetnie, choć słyszałam legendy o tym, że nie rozmawia z modelkami. Tak naprawdę bardzo o nie dba. Jest świadomy, że to jest ciężka praca zarówno z fizycznego, jak i psychicznego punktu widzenia.

 

(Wtedy jeszcze nie wiadomo było, że Ola pojawi się w kampanii Prady jego autorstwa na wiosnę lato 2014).

 

 

Trafiłaś, więc nie tylko na najsłynniejsze pokazy, ale także przed obiektywy najważniejszych fotografów.

 

Nigdy bym o tym nie pomyślała. To właśnie ta nieprzewidywalność jest najbardziej pociągająca w tej pracy. Nikt zaczynając nie liczy od razu na tak wielkie postacie i marki, o ile oczywiście je zna (śmiech). Ja sama dopiero teraz poznaję nazwiska liczące się w branży. Poza tym ja nie za bardzo w siebie wierzę, bo kiedy kończę jakąś rzecz mówię „Ok. To wszystko”. Bo co jeszcze może się zdarzyć?

 

 

Trochę jeszcze jednak przed Tobą.


Podchodzę do tego z dystansem. Dopóki magazyn czy kampania nie zostanie wydana, nie wiadomo czy nie wycięli kogoś ze zdjęcia, czy w ogóle go nie usunęli lub czy nie zablokowali całej sesji wartej tysiące dolarów. Wszystko zawsze może ulec zmianie. Do momentu przejścia się na wybiegu albo wyjścia sesji niczego nie można brać za pewnik. Dlatego ja wolę nie mówić o rzeczach, które robię i nie nastawiać się niepotrzebnie. Mam nadzieję, że z tymi zdjęciami, które ostatnio robiłam nie będzie takiego problemu (śmiech).

 

 

Maja Salamon opowiadała o waszych przymiarkach do Louis Vuitton.  Przed wami stał Marc Jacobs, Pat McGrath, Katie Grand i Guido…

 

A ja zapytałam „Czy zdajesz sobie sprawę, że przed nami stoi czwórka najważniejszych osób w branży?” (śmiech). Oni zaczęli wtedy tańczyć, bo poniekąd inspiracją do pokazu był musical Chicago. Wciąż puszczali muzykę w tym klimacie żebyśmy też się zainspirowały. Sami zaczęli tańczyć. Poczułam się wtedy trochę jak uczeń, który po raz pierwszy widzi swoich nauczycieli w codziennej sytuacji poza szkołą.

 

 

Tańczący Marc Jacobs w piżamie?


Dokładnie (śmiech). Spędziłam tam naprawdę dużo czasu, bo robili na mnie buty, więc przez tydzień chodziłam tam praktycznie codziennie. Podobało mi się to, że nie wywyższa się, nie jest zadufany w sobie. Zero bufonady. A łatwo jest o to posądzić ludzi, którzy osiągnęli tyle, co Marc Jacobs.

 

 

To znaczy?


Wydaje mi się, że są to ludzie, którzy nie mają nic do stracenia, a jednocześnie pasjonaci tego, czym każde z nich się zajmuje. Dla nich nie jesteś modelką lub dziewczyną, ale jesteś Olą. Zwracają się do ciebie z imienia, a nie z funkcji, jaką pełnisz w ich otoczeniu.

 


Czujesz presję po tak udanym sezonie? Że oczekiwania wzrastają?


Jestem świadoma faktu, że jeżeli ktokolwiek będzie tego ode mnie oczekiwał, to nie zależy to bezpośrednio ode mnie.  Nie mam na to wpływu. Mogę zrobić wszystko, co w mojej mocy i zwyczajnie nie przejść przez castingi. Jestem na to przygotowana. Słyszałam wiele historii na ten temat, że dziewczyny miały fantastyczne sezony, a później wszystko ucichło.

 

 

A Twoje oczekiwania względem samej siebie?


Ja nie mam takiej presji. To są bardziej oczekiwania środowiska, które albo zaakceptuje mnie albo nie. Nigdy nie powinny być względem samej siebie. Ja mam jednak taką filozofię – nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu. To dotyczy także mojej przygody z modelingiem.

 

 

podobne artykuły