Obecnie popularne jest łączenie mody ze sztuką, z kolei powiązania fryzjerstwa z twórczością artystyczną to kierunek, którego jeszcze nikt się nie podjął… poza właścicielem salonu „Wilcza 18/1”. O interdyscyplinarnym podejściu do pracy fryzjera, uzależnieniu od pasji i o miejscu, w którym klientki czują się jak w domu, rozmawiamy z założycielem marki – Piotrem Hullem i dyrektorem kreatywnym – Tomaszem Zajczykiem.
DLACZEGO FRYZJERSTWO?
Piotr: U mnie to był zupełny przypadek. Do pewnego momentu moje życie było związane wyłącznie ze sportem, uprawiałam wyczynowo piłkę nożną. W drużynie byłem jednak osobą, której zawsze dawano nożyczki do ręki i mówiono po treningu „tnij mnie”. To była wówczas zabawa, ale przełom nastąpił w 2002 roku, kiedy doznałem kontuzji. Dzisiaj absolutnie nie żałuję tego, że jestem w tym miejscu, w którym jestem. Fryzjerstwo, mimo że okazało się przypadkową drogą, jest spełnieniem wszystkich moich marzeń.
Tomasz: W moim przypadku było to podyktowane poszukiwaniem własnej drogi i wolności. Najpierw szkoliłem się na informatyka, potem zacząłem studia towaroznawstwa chemii kosmetycznej, które były bliższe moim zainteresowaniom. Pierwszym krokiem w stronę fryzjerstwa było eksperymentowanie na włosach mojej siostry. Przełomowy okazał się moment, kiedy będąc w szkole fryzjerskiej stwierdziłem zrezygnowany, że niczego się tu nie nauczę. Zawsze wydawało mi się, że fryzjerstwo to bardziej artystyczny zawód, a tutaj wyglądało to całkiem inaczej. Dostałem wraz z przyjaciółką propozycję praktyk u Leszka Czajki. Ja musiałem odmówić ze względów finansowych. Koleżanka poprosiła mnie żebym jej towarzyszył podczas pierwszego dnia, bo bardzo się stresowała. Kiedy zobaczyłem poziom fryzjerstwa i sposób pracy, które panowały w tym salonie – stanąłem przed decyzją: albo taki poziom fryzjerstwa, albo żaden. Tam, będąc asystentem, poznałem też Piotra – był jedną z dwóch osób, której praca i estetyka były mi najbliższe. Poza tym, dogadywaliśmy się towarzysko, mamy podobną mentalność i poczucie humoru.
NAZWA
Dlaczego po prostu “Wilcza”?
Tomasz: Myślę, że nazwa “Wilcza 18” wzięła się z prostoty – obaj wyznajemy zasadę Coco Chanel “less is more“. Piotrek jest skromną osobą, dlatego nie chciał być “Piotrem Hullem” z ekipą, ale pragnął zbudować grupę fryzjerów.
MIEJSCE
Dlaczego spotykamy się akurat pod tym adresem? Skąd pomysł na wybór takiego miejsca?
Tomasz: Nie chcieliśmy odbiegać od Centrum, ale ważne były też powierzchnia i oczywiście wnętrza. Na przestrzeni lat powierzchnia salonu została też znacznie powiększona o kilka nowych pomieszczeń. Początkowo mieliśmy mieć kawiarnię, ale ostatecznie i tam strzyżemy, czeszemy i koloryzujemy.
Piotr: Przy wyborze miejsca kierowałem się tym, że musi to być właśnie Śródmieście i marzyłem o starej kamienicy. Kiedy weszliśmy tutaj z projektantkami Urszulą Kaczyńską i Martą Puchalską, dziewczyny od razu były na tak, ponieważ miały przeczucie, że to miejsce ma wyjątkową energię.
WNĘTRZA
Jaka koncepcja przyświecała Wam podczas aranżacji wnętrz salonu?
Piotr: Moją główną koncepcją było stworzenie tutaj mieszkania, a nie klasycznego salonu fryzjerskiego. Chciałem, żeby moje klientki czuły się tu bardzo swobodnie, dlatego zależało mi na odejściu od zbytniej sterylności czy bogactwa. Cieszy nas bardzo, że kobiety często zasypiają na naszej sofie, czy zdejmują buty bo czują się jak u siebie. Myślę, że świetnym rozwiązaniem, które poniekąd zostało narzucone przez konstrukcję wnętrza, było urządzenie osobnej myjki, ponieważ jest szansa na relaks i intymność.
Tomasz: Ula i Marta dostały od Piotra dużo swobody. Zaufał ich wizji, nie chciał ich ograniczać ani blokować ich kreatywności. Salon można opisać jako współczesność połączoną z klasyką i prostotą. Z jednej strony mamy krzesła fryzjerskie w klimacie retro, a w innym pomieszczeniu znajdują się meble bardziej industrialne, sprowadzone z Włoch. Nie boimy się połączeń i eksperymentów.
ZESPÓŁ
Jak wygląda obecnie skład Waszego zespołu?
Piotr: Moim największym sukcesem w tym miejscu jest stworzenie zespołu. Kiedy tu przychodzę, wiem, że jestem otoczony bliskimi, z którymi czuję się bezpiecznie, są lojalni i z wzajemnością. Możemy zawsze na sobie polegać, co jest niespotykane, ponieważ w pracy niewiele osób może powiedzieć, że ma trzynastu współpracowników, którzy tworzą bardzo udany team. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że mam najlepszą grupę w Polsce i pracując razem moglibyśmy konkurować z każdym w kraju. Wydaje się, że uprawiamy indywidualny zawód, ale ze względu na moją przeszłość związaną z piłką nożną, czyli grą zespołową, zawsze uważałem, że fryzjerstwo to też drużyna. Nigdy nie stworzyłbym tego miejsca bez tych ludzi, ich zaangażowania i pracy. Jeżeli kiedykolwiek trzeba było zostać dwie godziny dłużej, ani razu nie usłyszałem słowa „nie” i w drugą stronę – jeżeli ktoś prosił o pomoc, zawsze byłem gotowy dla nich być. To daje mnóstwo energii na każdy dzień!
WARSZTAT I DNA FRYZJERA
Jak opisalibyście swój warsztat? Czy jest coś, co można nazwać Waszym podpisem, który można rozpoznać na ulicy na głowie konkretnej osoby?
Piotr: Myślę, że każda osoba zajmująca się fryzjerstwem powinna umieć w jednym zdaniu opisać swój styl. Ja określiłbym swój jako „alternatywna klasyka”, czyli wszystko, co jest bardzo proste, ale przy wykorzystaniu do tego celu różnych technik, o których często nawet klientki nie wiedzą.
Tomasz: Piotr jest odważniejszy, ja dopiero nabieram tej śmiałości. Faktycznie nieboimy się eksperymentować, ale jednocześnie nigdy nie uciekamy od profesjonalizmu. Cenimy prostotę i naturalność, dlatego jeżeli decydujemy się na szaleństwo, to nie przekraczamy pewnej granicy, która wpisuje się w obraną ideę w danym czasie. Widzę, że to się też bardzo zmienia. Dzisiaj wybieram fryzurę do pokazu lub swojej kolekcji, którą jeszcze dwa lata temu wszyscy odrzuciliby jako pierwszą mówiąc o mnie. Pracując na co dzień z tak wieloma osobami, będąc na bieżąco z trendami i wykonując kolejny raz te same linie czy cięcia, w końcu chce się czegoś nowego, odważniejszego – stworzenia czegoś totalnie oderwanego od tego, co mieliśmy okazję robić.
Piotr: Zawsze wydawało mi się, że nie ma czegoś charakterystycznego dla mojego warsztatu, ale od jakiegoś czasu słyszę, że wielu fryzjerów wie, że to zrobiłem ja. Dlaczego? Dlatego, że to wszystko jest bardzo proste. Przykładowo, jak wrzuciłem zdjęcie Kasi Smolińskiej, której skróciliśmy włosy zachowując bardzo mocną linię cięcia na dole, kolega od razu powiedział, że to ja.
Tomasz: Istnieje “to coś”, co trudno mi precyzyjnie opisać, ale mógłbym to określić jako “ta sama szkoła“: pewne cięcia, kształty fryzur, zachowane kąty, estetyka. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że każdy fryzjer, nawet jeżeli dzieli z innymi podobne doświadczenia, później rodzi się w nim pewien pierwiastek, który będzie specyficzny tylko dla niego.
ZAUFANIE
Jak buduje się zaufanie w tak konkurencyjnej branży?
Piotr: Pracujemy na zasadzie polecania, tzw. poczty pantoflowej, która jest popularna w naszych zawodach. Klientki, które odwiedzają nas po raz pierwszy, już przychodzą z kredytem zaufania i mam wrażenie, że 90 proc. z nich jest od razu z nastawianiem na „tak”. To bardzo pozytywne, ponieważ pracując w branży beauty, trzeba bazować na bardzo trudnych, często psychologicznych i przekonujących sformułowaniach, które narzucają pewien schemat wyglądu czy trendów.
Cieszy mnie to, że wypracowaliśmy pewien styl miejsca, o którym mówi się, że jest bezpieczne, ciepłe, a zarazem profesjonale, ponieważ zawsze będzie moda na perfekcyjne strzyżenie. Bardzo przestrzegamy tej dewizy i konsekwentnie budujemy zaufanie na lata. Luźniejsza forma pracy z klientem w sensie mentalnym jest możliwa dzięki temu, że jednocześnie ta druga strona – techniczna jest bardzo techniczna. Osoby, które do nas przychodzą nie tylko widzą, że dobrze się przy nich bawimy, ale i bardzo mocno koncentrujemy się na tym, co robimy. Klient i jego włosy są dla nas numerem jeden. My jesteśmy uzupełnieniem, bardzo ważnym, ale uzupełnieniem, które ma dać komfort, bezpieczeństwo i profesjonalną obsługę. Nawet jeżeli nasze klientki mają ochotę skoczyć w bok, co absolutnie rozumiem, bardzo często lub zawsze wracają i wspominają to miejsce jako takie, w którym mogą zamknąć oczy i mają pewność, że wyjdą z odpowiednią fryzurą.
PROJEKT „PASJA”
Piotr Hull poza fryzjerstwem, zajmuje się także teatrem, reżyserią, scenopisarstwem i produkcją oraz fuzją tych różnych dziedzin. Jego projekty “Addiction” i „Passion” to interdyscyplinarne spektakle, które pokazywane były na deskach Teatru Wielkiego.
Porozmawiajmy o romansie fryzjerstwa ze sztuką…
Tomasz: Nikt wcześniej nie wpadł na pomysł połączenia światów sztuki i fryzjerstwa. Stworzył to Piotrek poprzez scalenie różnych inspiracji, które są nam bliskie.
Piotr: Poczułem wewnętrzną szansę i chęć do tego, żeby teatr stał się bardziej osiągalny, żebym mógł go dotknąć. Dużo łatwiej było mi przeforsować pomysł, który dotyczył włosów z racji mojego zawodu, a okazało się to ciekawą ideą i nikt na świecie tego jeszcze nie zrobił. Interdyscyplinarność jest nam najbardziej zbliżona – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym nie lubię ograniczeń i jeżeli jakaś forma została wymyślona, to dlaczego jej nie wykorzystać do tego, żeby cokolwiek drugiemu człowiekowi przekazać.
Nawiązując do tytułów Twoich projektów… Jesteś uzależniony od swojej pasji?
Piotr: Tak, ale jednocześnie jestem obserwatorem uzależnionych od swoich pasji i to jest największe szczęście, które może nas spotkać – poznać ludzi, którzy są pozytywnie uzależnieni, nie chcą od tego uciekać i pielęgnują to w sobie. Dlatego uważam, że na pierwszym miejscu jest uzależnienie tych wszystkich, z którymi mam okazję pracować, a dopiero na drugim moje.
ŻURNAL
Piotr Hull jest również wydawcą magazynu o kulturze, modzie i sztuce „Żurnal”, którego wydania klientki „Wilczej” mogą czytać podczas wizyt w salonie.
Szukasz wielu środków wyrazu, czego dowodem jest kolejny projekt – Żurnal. Skąd z kolei zrodził się pomysł na tworzenie magazynu?
Piotr: Kiedy 3,5 roku temu zaczynaliśmy pracę nad Żurnalem, miał być miejscem, w którym znajomi, styliści, fryzjerzy będą mogli pokazać i wylać na papier swój artyzm. Na początku nie wiedzieliśmy, co z tego wyjdzie, bo wówczas w Polsce forma artbooka w ogóle nie istniała i dzisiaj to nadal trudny temat, ponieważ jeszcze przez wiele lat będziemy uczyć się tej sztuki. Żurnal ma też poniekąd taki cel, żeby był podany w sposób lżejszy niż muzeum czy miejsca, do których boimy się zajrzeć. Tu mamy papierową galerię sztuki, którą możemy wziąć po cichu do ręki i w intymnym miejscu się z nią zapoznać, potem zaczerpnąć to, co najbardziej lubimy, kochamy, sami uprawiamy, a na końcu odłożyć na półkę.
Zaczynaliśmy od 40 stron, teraz jest ich 200 i ciągle staramy się szukać nowych dziedzin sztuki, ponieważ każda jest dla nas równie ważna. Mam nadzieję, że z czasem coraz więcej artystów nam zaufa i zechce pokazać na naszych łamach swoją twórczość. Jesteśmy na etapie budowania strony, sklepu, w którym będzie można kupić magazyn i bloga kulturalnego. Powstaje również pomysł na stworzenie showroomu artystycznego.
PLANY
Jakie plany na najbliższą przyszłość?
Piotr: Moje najbliższe plany to Barberian [Barberian Academy [&] Barber Shop – męski salon fryzjerski – przyp. red.]. Ustaliliśmy z moim wspólnikami, że przez najbliższe miesiące ja będę się mocno angażował, aby przelać swoje doświadczenia na te dwa nowe miejsca.
Tomasz: Mamy już konkretne plany, ale chciałbym tu zachować tajemnicę. Na pewno nie zatrzymamy się w miejscu – ciągle szukamy nowych kierunków, pracujemy nad rozwojem i chcemy teraz stworzyć coś bliższego fryzjerstwu niż sztuce. Staramy się nieustannie zaskakiwać naszych klientów i ludzi, którzy nas obserwują. Szkolimy młode talenty i mamy zamiar stworzyć tu silną, stałą ekipę, która będzie mogła wiele zdziałać na mieście. Przygotowujemy z naszym teamem specjalny projekt, który jest z jednej strony oczywisty, ale mam wrażenie, że jeszcze żaden salon tego nie zrobił. Premiera na jesieni!