Maciej Zień bez wątpienia jest jednym z najbardziej zapracowanych polskich projektantów. Przy okazji naszej wizyty w Zień Home znalazł jednak czas, aby redakcji LAMODE.INFO odpowiedzieć na kilka pytań. Jesteście ciekawi nad czym obecnie pracuje projektant, jak i gdzie się relaksuje, dlaczego chce odwiedzić łódzki fashion week oraz czym jeszcze w przyszłości chce nas zaskoczyć?
Nad czym obecnie pracujesz?
Przede mną naprawdę dużo pracy. Zarówno w kontekście kolekcji ślubnej, którą z każdym sezonem staram się rozwijać, jak też przygotowania do kolekcji na sezon jesień-zima 2012/2013, której premiera już w kwietniu. Zaczynam też przygotowywać projekty do kolekcji wiosna-lato 2013, którą planuję pokazać na przełomie października i listopada. To są główne priorytety, oprócz tego realizuję projekty Zień Home. Wkrótce odbędzie się otwarcie dwóch nowych apartamentów pokazowych w Warszawie.
To dużo, pozostaje Ci jeszcze czas na inne projekty?
Jest ciężko, ale chciałbym jeszcze zdywersyfikować swoje kolekcje. Aktualnie każdy sezon dzielony jest na linię Zień-a-Porter, w której przeważają proste sukienki dzienne powielane w wielu egzemplarzach, oraz linię Zień Atelier, na którą składają się dopracowywane ręcznie kreacje, zwykle wieczorowe, często tworzone jako unikatowe wzory. Przymierzam się do zaprojektowania linii biznesowej, w której znalazłyby się głównie kostiumy do pracy. Mam bardzo dużo pomysłów, które muszę jeszcze przemyśleć, przedyskutować z moimi klientkami. Poza tym marzę o własnej kolekcji akcesoriów. Chciałbym, żeby klientki wychodziły z mojego butiku ubrane od stóp do głów!
A co z kolekcją męską, w ostatnich propozycjach widzieliśmy część outfitów dla panów?
Zobaczymy, jak zostanie przyjęta letnia kolekcja. Na razie był to pewnego rodzaju eksperyment. Jeżeli spotka się z zainteresowaniem, wówczas będę się nad tym zastanawiał. Nie chciałbym brać za dużo tematów, które rozdrabniają to, co jest głównym trzonem mojej pracy.
Projektowanie, design, architektura wnętrz – czy są jeszcze jakieś dziedziny, w których chciałbyś spróbować swoich sił?
Zapobiegawczo powiem: nie. A tak szczerze, to na razie jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem i będę się starał to bardzo mocno pielęgnować i rozwijać.
A co robi Maciej Zień w wolnym czasie? Jeśli w ogóle taki ma…
Uwielbiam podróże, ale to chyba jak każda osoba, która cokolwiek tworzy. Powodują one odświeżenie i napełniają moją głowę pomysłami.
Aktywne czy pasywne spędzanie czasu?
Jeżeli jest to miasto, to oczywiście staram się jak najwięcej zwiedzić, ale jeśli idzie o ekstremalne sporty to raczej jest to domena mojego brata. Ja zdecydowanie wolę pływanie i leżenie na słońcu – to mnie relaksuje!
Jak jeszcze się relaksujesz?
Nie będę odkrywczy. Lubię wyciszać się czytając dobrą książkę, wtedy absolutnie się wyłączam. Uwielbiam czas spędzony z dziećmi mojego brata, bo dają mi całkowicie inne spojrzenie, inną energię. Pokazują mi w innym świetle otaczający mnie świat.
Ubolewam, że nie mam zbyt dużo czasu dla przyjaciół. Bywa, że moi znajomi mają mi to za złe. Czasem zastanawiam się ile jeszcze dadzą radę wytrzymać.
A jakie są Twoje ulubione miejsca w stolicy?
Kiedy pracuję w swoim atelier w C. H. Promenada, wyskakuję na chwilę relaksu do St. Benedict, które otworzyłem ze swoimi przyjaciółmi. Dobry sposób, żeby zjeść szybko, zdrowo i niedrogo. Jadam w Słodki Słony. Jestem miłośnikiem talentu kulinarnego Magdy Gessler. Restauracja mieści się w pobliżu mojego drugiego butiku, więc nie mam potrzeby dalszych poszukiwań.
Świadomie wybrałeś ulicę Mokotowską?
To było moje wielkie marzenie, żeby tutaj mieć butik. Kamienicę, w której się mieści wypatrzyłem już za czasów liceum, kiedy mieliśmy zajęcia z rysunku w plenerze. Mam nadzieję, że mimo trudności z parkowaniem moje klientki doceniają urok tej ulicy.
Wierzysz, że będzie to nasza modowa ulica?
Wszystko na to wskazuje, co mnie bardzo cieszy. Kiedy postanowiłem otworzyć tu swój butik, działała tylko Ania Kuczyńska. Później zaczęły się otwierać kolejne designerskie sklepy. Wiem, że to jeszcze nie koniec.
fot. Robert Baka (mat. pras. Zień)
A jak postrzegasz polski rynek mody?
Z pewnością bardzo się rozwija. Nie ukrywam, że mam wielką potrzebę pojechać na fashion week w Polsce, żeby być świadomym, co w trawie piszczy, kto jest zdolny, komu warto kibicować. Myśląc o rozwoju firmy, planuję też pozyskanie projektantów, którzy mogliby stworzyć twórczy zespół. To, co jest normą na zachodzie, a u nas wciąż kuleje. Chcemy ogarniać wszystko sami, a myślę, że taka burza mózgów mogłaby być bardziej twórcza i kreatywna. Naturalnie musi być też ktoś, kto nad tym zapanuje. Widzę się w tej roli osoby, która będzie to spinała, wskazywała kierunek.
Dawanie szansy młodym ludziom procentuje. Daje też możliwość odświeżenia umysłu, wprowadza do zespołu nową energię.
Zawód projektanta z pewnością wymaga wielu wyrzeczeń. Czy byłeś na to wszystko gotowy?
Na początku kariery byłem nastawiony bardzo entuzjastycznie i bardzo cieszyły mnie pierwsze pokazy, pierwsze sukcesy. Natomiast im jestem starszy, tym częściej zastanawiam się nad wszystkim, co się wówczas działo. Jest to zawód, który zazwyczaj zaczyna się bardzo wcześnie, wymaga ogromnego poświęcenia, nie przyjmuje żadnych kompromisów, pochłania bez reszty i pożera życie prywatne. W chwili nieuwagi może zrobić z Ciebie egoistę skoncentrowanego na sobie i swojej twórczości. Z perspektywy czasu bardziej zwracałbym uwagę na ten aspekt pracy projektanta. Trzeba dbać o spokój wewnętrzny i nie dać się zwariować.
Myślisz, że można to zaplanować?
Kiedy mówię o tym głośno, wierzę, że jest to realne do wykonania.
Nie boisz się efektu wypalenia? Może już miałeś takie momenty zwątpienia?
Zwątpienia nie, chociaż czasami czuję się przytłoczony presją otoczenia i tempem pracy. Nie można pozwolić sobie na żaden przestój, jest to bardzo absorbujący zawód. Jak każdy artysta boję się wypalenia. Jestem świadomy, że taki moment może kiedyś nadejść. Próbuję się na to przygotować zawczasu, stale zbieram inspiracje.
A jak modowo postrzegasz samą Warszawę?
Jestem lokalnym patriotą. Co prawda nie możemy porównywać Warszawy do Mediolanu czy Paryża. To miasta, które modę mają wpisane w swoją tradycję, tego nigdy nie uda nam się nadrobić. Jest jednak szansa, że na wzór Berlina staniemy się miastem nie tylko wielkich domów mody, ale również młodych artystów, którzy pragną wyrazić siebie poprzez modę i zarazić tym entuzjazmem innych. Nie miałbym nic przeciwko takiemu rozwojowi sytuacji.
Czy zastanawiałeś się nad tym, żeby ubrać Polaków – bardziej masowo? Może jakaś kooperacja w stylu H[&]M i Marni, u nas ten trend zapoczątkowała marka Reserved.
Chciałbym ubierać Polaków, ale niekoniecznie w kontekście kolaboracji z inną marką. Podoba mi się to, co zrobił Marc Jacobs, wprowadzając na rynek tańszą linię. Myślę, że to jest droga, którą chciałbym trafić do szerszego grona odbiorców.
Dziękujemy za rozmowę!