Arkadiusz Weremczuk, znany przede wszystkim jako Arkadius, ogłosił wczoraj swoją „śmierć”. Sama informacja nie była dla branży raczej większym zaskoczeniem, jednak forma, w jakiej została podana owszem. Nie mniej intrygująca okazała się również treść przekazu, czyli to, z czym Weremczuk postanowił ponownie podbić świat mody. Markę pod szyldem „Arkadius” możemy już puścić w niepamięć, ponieważ projektant zapowiedział właśnie zupełnie nowy projekt – P-iFashion.
Moda jest politycznie niepoprawna. Takim sloganem próbuje przekonać nas do swojego nowego przedsięwzięcia projektant, na którego powrót wielu czekało z ogromną ekscytacją. Co kryje się za tym hasłem? Weremczuk zdecydował się postawić na street wear, czyli uniseksowe t-shirty, bluzy, kurtki, koszule, a także legginsy czy sukienki. Gdzie w tym wszystkim owa niepoprawność? Wydaje się, że w motywie przewodnim jaki towarzyszy wszystkim projektom, czyli drukowanym na nich nekrologom, które Arkadius puścił w świat razem z informacją o swojej „śmierci” – „Dla jednych śmieszny, dla innych wielki. ARKADIUS – odszedł raptownie, ale skutecznie”, „Areczku, niełatwo nam będzie bez tych skandali, bez tych prowokacji, których nam dostarczałeś. Nie zapomnimy Ci niczego, co zrobiłeś”. Oczywistym jest, że w ten sposób projektant postanowił w pewien sposób zażartować sobie z tego, że być może wiele osób postawiło już na nim przysłowiowy „krzyżyk”. Jak jednak przekłada się to na samą kolekcję? Oprócz tego, że po 10 latach przypięczętowuje to zakończenie pewnego artystycznego rozdziału w jego życiu, Weremczuk chce także w ten sposób pokazać, że nekrolog to fantazja na temat logo, które jest namiętnie wykorzystywanym przez duże marki obiektem, do jakiego sprowadza się całą ideę luksusu. Oprócz wspominanej niepoprawności politycznej, stawia na unikatowość w postaci ograniczonych modeli poszczególnych projektów, a także sposób sprzedaży – pierwsza kolekcja pod P-iFashion będzie dostępna wyłącznie online. Ta „żałobna” – jak określa sam projektant – kolekcja, to tylko wstęp do pozostałych projektów nowej marki, która zamierza współpracować również z innymi projektantami, a także artystami sztuk wizualnych. Przez to też objawia się motto nowego brandu Arkadiusa, czyli where arts meets fashion.
Debiutancka kolekcja P-iFashion według twórców całego konceptu miała być również „dowcipną aluzją do wydarzeń, które wygnały Arkadiusa z Polski i – dosłownie – pogrzebały jego karierę. To jednak także – przewrotnie – aluzja do tego, że przez ostatnie lata wszyscy zachęcali Waremczuka zmartwych-wstania marki Arkadius”. Nie ulega wątpliwości, że branża czekała na ten moment, ale po niektórych reakcjach wydaje się, że nie czuje się do końca usatysfakcjonowana. Michał Zaczyński nie kryje wręcz swojego rozczarowania nowym projektem Arkadiusa. „Chciałoby się tęsknić za Arkadiusem, niegdyś znakomitym. Cathy Horyn pisała, że dla niego warto być w Londynie, Suzy Menkes hołubiła. I oto wraca. Ale to jest nędzniutkie. Banalna dresówka w klepsydry z towarzyszącym jej pretensjonalnym komunikatem, że Arkadius is dead, że bunt wobec logo, że protest przeciw korporacjom. Mody w tym tyle, co w poduszkach jego projektu sprzed paru lat, którymi próbował wrócić, lub w równie narcystycznych – co obecna twórczość – koszulkach dla marki Ravel, podrukowanych na modłę Andy’ego Warhola. (…) Szkoda zachodu i naszego czasu. Wstyd”.
Trudno nie zgodzić się z jego słowami, a wśród zwolenników talentu Waremczuka znajdzie się na pewno wielu, którzy oczekiwali być może czegoś bardziej spektakularnego, czegoś, co przypomni nam o projektancie, z którym kiedyś przez chwilę wyłącznie kojarzona była za granicą polska moda. Może jednak nie warto, mimo wszystko, obierać wobec tego zdecydowanie negatywnej postawy – gdyż, jak zapowiada nowa marka – to dopiero początek czegoś wielkiego. W końcu już dawno nie zadziało się w polskiej branży coś, co wywołało tyle skrajnych emocji, a Arkadius zwraca się do ludzi traktujących modę, jako sztukę życia codziennego, by również takie emocje ożywić.