Warto odwiedzić
Logotyp serwisu lamode.info

ROZMOWA NA SZCZYCIE – Z WIZYTĄ U ROBERTA KUPISZA

U Roberta Kupisza ubiera się nawet Juliett Binoche. To on ma świat polskiej mody u swoich stóp i świetne pomysły na oryginalne pokazy. LAMODE.INFO zajrzało do nowego butiku projektanta przy Mokotowskiej i poznało historię błyskotliwej kariery.  

ROZMOWA NA SZCZYCIE – Z WIZYTĄ U ROBERTA KUPISZA 6274 128991

Życie wygląda trochę tak jak wspinaczka na szczyt góry, powiedzmy dwutysięcznika, czasem wchodzisz na tysiąc metrów, rozbijasz namiot, rozglądasz się i już wiesz, że na razie nie idziesz dalej, bo stąd jest piękny widok. Rozbijałem namiot kilka razy, na różnych wysokościach, a teraz sam nie wiem czy minąłem już szczyt, czy on wciąż na mnie czeka.

 

Warszawską Mokotowską lubią projektanci i to tu, w samym sercu stolicy otwierają swoje butiki i showroomy. Jest zacisznie, klimatycznie i elitarnie. Skręcając w bramę tuż obok Ale wino, trafiamy na ogromny neon w starym stylu ǪΠШ. Widnieje nad śnieżnobiałymi drzwiami z malowanego drewna. Neon to logo marki projektanta, który przeszedł długą drogę, aby zrealizować swoje marzenia. W minimalistycznym, pachnącym zieloną herbatą showroomie Roberta Kupisza, jeszcze raz wybieramy się wraz z nim w podróż do przeszłości.

 

Jako dziecko wychowałem się na prowincji w domu kultury, całe moje życie właściwie upływało w tym domu kultury, zwłaszcza, że moja mama była tam kierowniczką, a tata dyrygentem orkiestry dętej. Miałem do wyboru mnóstwo kółek zainteresowań – plastyczne, teatralne… Dużo się wtedy działo, a ja od dziecka brałem w tym udział. Miałem zresztą wybór, wychowywać się na tzw. „podwórku” lub pod okiem mamy, w pracy.


Te dziesięć lat spędzonych w domu kultury dało mi bardzo duże możliwości, otworzyło mnie na sztukę. Dlatego zdecydowałem się je rozwijać i wyjechałem tańczyć do Kielc. Tu zatrzymałem się na dwadzieścia dwa lata mojego życia. Najpierw tańczyłem sam, w międzyczasie rysowałem modę dla magazynów, potem uczyłem innych we własnej szkole tańca. Uczyłem, ale też robiłem projekty kostiumów, make up i fryzury dzieciakom przed turniejami. I to właśnie dzieci ze szkoły tańca Roberta Kupisza były zauważane na konkursach. W pewnym momencie jednak poczułem, że to już nie to, że pora zmienić otoczenie. Spakowałem się i zainwestowałem odłożone pieniądze w kurs stylizacji fryzur w Toni[&]Guy Londynie. Dlaczego? Z praktycznego punktu widzenia, to był kolejny etap do wyznaczonego celu – branży mody.

 

I tu Robertowi się udało, a zapał i determinacja i, a może przede wszystkim, talent pozwoliły mu pójść o krok dalej.

 

Znowu trafiłem, okazało się, że jestem jedyną osobą w Warszawie z dyplomem brytyjskiej akademii. Pierwszą sesję stylizowałem dla magazynu Twój Styl, a pod swoje skrzydła przyjęła mnie właścicielka agencji stylistów fryzur i make up’u, Monika Smolicz (właścicielka Rebel Models przy.red.). Sesja się spodobała i, w zasadzie, w ciągu dwóch miesięcy zrobiłem wszystko, co było do zrobienia w Polsce – edytoriale, pokazy, okładki…


To był czas, w którym stałem się znany, a ludzie dziwili się jak w tak krótkim czasie udało mi się to osiągnąć. Szczęście? Może, ale głównie, ciężka praca i umiejętność zaryzykowania, przecież kiedy przyjechałem do Warszawy nikogo tu nie znałem, zdany tylko na siebie, i, przyznaję, trochę zdezorientowany.

 

Warszawa przyjęła Roberta z otwartymi rękami i już po kilku dniach dostał pracę na stanowisku stylisty fryzur, a po kilku miesiącach, czesząc gwiazdy, sam stawał się jedną z nich. Niebanalny styl, rozpoznawalna fryzura, ciekawe stylizacje – to one zapewniły Robertowi pierwsze miejsca w rankingach na najlepiej ubranego mężczyznę, zwróciło uwagę fotoreporterów na eventach i kazało się zastanowić nad własnym dorobkiem.

 

Wnętrze showroomu Roberta Kupisza przy Moktowskiejfot. Jakub Pleśniarski/ LAMODE.INFO – Przestronne wnętrze showroomu Roberta Kupisza


W pewnym momencie stwierdziłem, że chcę rozwijać się dalej, zrobiłem już tu (w Polsce przy.red) wszystko. Wtedy Marcin Tyszka zabrał mnie ze sobą na sesję do portugalskiego Elle. Nasz team się spodobał, więc zaprosił nas do współpracy portugalski Vogue. I zaczęliśmy pracować dla nich regularnie. Potem zadzwoniła do mnie agencja z Paryża…


W operze Garnier i Bastylii w Paryżu pracowałem z najlepszymi fachowcami z całego świata. Jako stylista z branży mody, miałem być sposobem na odświeżenie wizerunku tradycyjnej wielkiej opery paryskiej. To się chyba udało, ponieważ Le Monde recenzowało opery, przy których pracowałem jako charakteryzator jako jedne z najlepszych.

 

Pełen możliwości, dynamicznie rozwijający się jako europejska stolica mody Paryż to marzenie każdego stylisty, ale Robert nie jest jak każdy. Dla niego liczy się stały dom, znane miejsca, grono bliskich przyjaciół (kiedyś przez opóźnienia na lotnisku nie zdążył na ślub Małgorzaty Kożuchowskiej), miał już przesyt lotnisk i hoteli.

 

Po dwóch latach życia na walizkach między Warszawą, a Paryżem zdecydowałem się zakończyć tę współpracę. Częste podróże samolotem, nierzadko z przygodami potrafią człowieka zmęczyć. Chciałem wrócić do Polski i zając się projektowaniem, nie stylizacją fryzur. Znajoma powiedziała, „wiesz w naszym kraju już masz „metkę”, nie masz tylko jeszcze produktu”. Rzuciłem się więc na głęboką wodę i skupiłem się więc na wytworzeniu go.

 

To dla wielu było zbyt dużo jak na jednego Roberta Kupisza, stylistę fryzur i tancerza, modela, który został projektantem.

 

Zdałem test, choć niektórzy myśleli, że projektowanie to tylko jednorazowy kaprys stylisty fryzur. Drugi pokaz, na którym zaprezentowałem ponad sto setów, pozbawił ich argumentów. Pokazałem ponadprzeciętnie dużo sylwetek, oddałem się tej pracy całkowicie. Niektórzy wciąż twierdzą, że bojkotują prezentacje moich kolekcji. Prawda jest taka, że wielu z nich nie było na nie zaproszonych.

 

Koszulki z orzełkiem projektu Roberta Kupiszafot. Jakub Pleśniarski/ LAMODE.INFO – T-shirty z motywem orzełka projektu Roberta Kupisza czekają na nowych właścicieli

 

Dziesięć lat w kręgach tanecznych, kilka kolejnych jako stylista fryzur, a teraz w atelier przy szkicowniku pozwala Robertowi szerzej patrzeć na otaczający go świat. Na jego twórczość nie wpływają trendy, on stara się je (z powodzeniem) kreować. Dokładnie tak jak w przypadku orzełka, którego udało mu się zreinterpretować i nadać narodowemu symbolowi nowy sens. Motyw powodzeniem cieszy się nawet w kancelarii Prezydenta.

 

Takie, a nie inne doświadczenia dały mi szansę na zgłębienie sztuki, od razu wiem kiedy projekt jest wartościowy, a kiedy można dać sobie z nim spokój. W projektowaniu mody mogę zajmować się każdą jego stroną, mogę wpływać na wszystko – dla mnie to spektakl, którego jestem reżyserem.

 

Kultowy orzełek wyszedł intuicyjnie, ponieważ nie szukam inspiracji na światowych wybiegach. Kiedyś nie radziłem sobie z tematem powstania warszawskiego, wybrałem się więc do muzeum i tam zobaczyłem fotografie młodych ludzi, którzy stali się żołnierzami. To były tak piękne, szlachetne portrety, że nie mogłem pozbyć się ich z pamięci. Powstanie warszawskie inspiracją mojej nowej kolekcji? Dlaczego nie? Z pewną nieśmiałością, ale znowu zaryzykowałem. Warto było odświeżyć pamięć, wykreować nowych idoli. Nie kopiuję i nie porównuję, dobra moda obroni się sama.

 

 

Heroes”, nową kolekcję Roberta Kupisza z pewnością można nazwać dobrą modą. Tutaj liczy się nie tylko sam projekt, liczy się idea. Ufając intuicji stworzył memento dla nowego pokolenia i choć brzmi to niczym z podręcznika języka polskiego w klasie licealnej, naprawdę działa. Wychodząc z showroomu Roberta Kupisza jesteśmy o tym przekonani.

 

podobne artykuły