Prawdą jest, iż estetyka będąca moim obecnym fetyszem należy do całkiem niedalekiej, jakkolwiek, wciąż przeszłości. I choć uwiodły mnie kroje, kolory oraz motywy rodem z wczesnych gier komputerowych to nasuwa się pytanie, kiedy owe upodobanie rozprzestrzeniło się na tyle mocno, aby móc powiedzieć, iż jest obecnie gustem uniwersalnym. Do czego odnosi się, wyniesione na piedestał “street fashion”, pojęcie vintage? Jest to o tyle ciekawe, iż potoczna perspektywa, w ramach której termin ten jest najczęściej stosowany, przekształciła go w rodzaj marketingowego klucza. Mamy zatem vintage w sensie rzeczy starych, których wartość wynika właśnie z tego faktu oraz rzeczy postarzane, będące jedynie celową manipulacją. Wróćmy jednak do mody; trywializując mechanizm, na którym się opiera można powiedzieć, iż każdy chce być “modny”, a niektórzy chcą być nawet “modnymi indywidualistami'”co jest oczywistym paradoksem, jakkolwiek najbardziej wytrwali sięgnęli w pewnym momencie po sukienkę babci albo sweter ojca. Rzeczy te jakimś cudem przeczekały w szafach modową negację poprzednich dekad i święcą obecnie triumfy na ulicach.
rys. Anna Halarewicz
W ten oto sposób mamy okazję podziwiać całe gromady, nie tyle modnych, co “modowych indywidualistów”, których nonszalanckie pragnienie wyjątkowości jest niemożliwe do zignorowania w tramwaju o 7 rano, jakkolwiek około północy w klubie doskonale ilustruje to, jak wszystko w modzie z czasem przechodzi w mainstreem. Ów wszechobecny vintage stał się na tyle kłopotliwy, iż niewątpliwie można go traktować jako kolejną modową szufladkę. Mekki uzależnionych (czyt. lumpeksy) przeżywają naloty spragnionych kreszu, mimowolnych indywidualistów gotowych walczyć o każdy t-shirt czy prochowiec. Cóż można zatem zrobić, aby uniknąć absurdu przebierania się za własnych krewnych w wersji z lat ’80? Być może najwłaściwszą drogą wyjścia z modowego impasu zwanego vintage jest jego przetwarzanie, adaptowanie części ubioru, modyfikowanie kroju oraz motywów. Wszystko to po to, by typowym elementom nadać nowych znaczeń tak, aby śmieszność nie była równoznaczna z pejoratywem, ale celową ironią w dobrym guście. Do maszyn dziewczęta, do maszyn chłopcy!
Autor: Alicja Kiejzik