Choć jest dopiero na początku swojej przygody z projektowaniem, Zuzanna Kwapisz stara się dość mocno stąpać po tak grząskim gruncie, jakim jest branża mody. Niedawno ukończyła Międzynarodową Szkołę Kostiumografii i Projektowania Ubioru, a jej kolekcja „LAG”, którą zaprezentowała podczas pokazu dyplomowego, spotkała się z wielkim uznaniem, również ze strony naszej redakcji. O tym, gdzie szukała inspiracji, jak współpracowało jej się z Mariuszem Przybylskim, który był jej promotorem, dlaczego nie zdecydowałaby się na udział w „Project Runway”, oraz jakie są jej plany na przyszłość, przeczytacie w naszym wywiadzie z tą świetnie zapowiadającą się, niezwykle zdolną młodą projektantką.
LAMODE.INFO: Redakcja portalu LAMODE.INFO jednogłośnie postanowiła wyróżnić Twoją kolekcję, którą zaprezentowałaś niedawno na pokazie dyplomowym Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Efekt był bardzo udany, jak natomiast wyglądał sam proces przygotowywania?
Zuzanna Kwapisz: Począwszy od szkiców, do samego już etapu produkcji, z mojej strony wszystko było dokładnie przemyślane. Te projekty już od dłuższego czasu tworzyły się w mojej głowie. Myślę, że są dosyć spójne, ponieważ od początku miałam konkretną wizję całości. Bardzo zależało mi na tym, aby była ona utrzymana w minimalistycznej konwencji, ale jednocześnie, poszczególne jej elementy miały w sobie coś oryginalnego – tego z reguły oczekuje się od dyplomantów. Myślę, że udało mi się to zrealizować.
Kolekcja nosi intrygujący tytuł „LAG”, który na pewno ma gdzieś swój początek. Gdzie zatem szukałaś inspiracji, tworząc swoje dyplomowe projekty?
Inspiracje związane są głównie z naturą, aczkolwiek nie mniej ważna była również sztuka. Generalnie, motywem przewodnim kolekcji była warstwa. Mocno opierałam się na twórczości takich artystów, jak Simone Pheulphin i Noriko Ambe, którzy tworzą rzeźby z surowców naturalnych, papieru albo z bawełny, także inspirowane naturą i różnie przedstawianą w niej warstwowością. Stąd też sama nazwa, zaczerpnięta z języka skandynawskiego, w którym słowo „lag” oznacza właśnie warstwę. Zresztą skandynawskie klimaty to bardzo bliski mi temat. Chętnie przemycam w swoich projektach tamtejszą estetykę, kolorystykę – chłodne beże i szarości, które pojawiły się także w mojej kolekcji.
Twoim promotorem był Mariusz Przybylski. W jakim stopniu przyczynił się do tego, że kolekcja w rezultacie wyglądała tak, a nie inaczej?
Pan Mariusz z pewnością nie był osobą, która próbowała mi, czy innym – bo był on promotorem jeszcze dwóch innych dyplomantek z mojego roku – cokolwiek narzucać. Czuwał raczej nad tym, żeby kolekcja była spójna, bo jak czasami można zauważyć, wielu młodych projektantów ma z tym problem, starając się umieścić w jednej kolekcji za dużo wątków, co bardzo często w efekcie daje niestety niepotrzebny chaos. Jako mój promotor, Pan Mariusz bardzo naciskał, żeby wszystko, co tworzę, było ułożone i spójne, by widać było, że jedno wynika z drugiego.
To była najcenniejsza rada z jego strony?
Myślę, że tak. Za każdym razem, kiedy przynosiłam nowe projekty, Panu Mariuszowi zależało na tym, żeby dowiedzieć się jak rodził się dany pomysł, z czego wynika, dlaczego zastosowałam takie, a nie inne elementy. Nie wymagał przy tym, bym każdorazowo dostosowywała się do jego sugestii, a raczej umiejętnie je analizowała. Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy.
A czego Ty wymagałaś, wybierając Mariusza Przybylskiego na promotora? Czym kierowałaś się przy swoim wyborze?
Szczerze mówiąc, już od pierwszego roku studiów na MSKPU wiedziałam, że to będzie Pan Mariusz. Ogromnie cenię go, jako projektanta i jako osobę. Wiem, że wśród uczniów krążyły różne opinie na jego temat, być może dlatego, że bywa zdystansowany i na pewno jest wymagający. Może nie wszystkim to odpowiada, ale to właśnie to, czego ja oczekuję od projektanta, jako mojego promotora. Podoba mi się też jego estetyka, a w ramach w takiej współpracy ważne jest, by pojawiła się ta „nić estetycznego porozumienia”.
A jak zamierzasz rozwijać swoją własną estetykę? Zapewne z tyłu głowy masz już jakieś pomysły na kolejne rzeczy. Ponownie skłonisz się ku Skandynawii i minimalizmowi, czy będzie to już zupełnie coś innego?
Zawsze staram się być wierna sobie i odzwierciedlać to, co czuję, co mi w duszy gra. Myślę więc, że ta estetyka gdzieś już zawsze będzie „moja”, jednak uzależniona trochę od tego, na jaki sezon przygotowywać będę kolejne projekty, jakie będą inspiracje. Uważam jednak, że to, co już pokazałam jest w pewnym sensie „moim stylem” i raczej chciałabym go kontynuować. Mam nadzieję, że jak najszybciej wypuszczę coś nowego, ale wiadomo, niestety nie jest to łatwe. Pomysłów jest już bardzo wiele, w zasadzie rodzą się już w mojej głowie od momentu, gdy pokazałam swoją dyplomową kolekcję. Mam wielką chęć zrobienia czegoś nowego i coraz mocniej to we mnie narasta, więc wierzę, że w końcu będę mogła dać temu upust.
Myślałaś już także nad tym, jaki miałby był kolejny przystanek, gdzie zaprezentujesz swoją kolekcję? Fashion Week w Łodzi? Widzisz się tam?
Myślałam o wysłaniu zgłoszenia na OFFy, choć wydawało mi się, mając w pamięci poprzednie edycje, że moje projekty nie do końca spełniały kryteria, by ubiegać się o pokaz w tej sekcji. Nie miałam niestety zrobionej sesji zdjęciowej na czas, więc zgłoszenie swojej kandydatury i tak nie byłoby możliwe. Jednak po rozmowach nie tylko z moim promotorem, ale i z innymi wykładowcami wiem, iż żałowali, że finalnie nie zgłosiłam tam swoich propozycji. Jeśli uda mi się wypuścić następną kolekcję na czas kolejnej edycji FashionPhilosophy Fason Week Poland, to na pewno będę próbować.
Temat łódzkiej imprezy jest ostatnio dość kontrowersyjny. Pojawia się dużo skrajnych opinii wśród tych, którzy do tej pory chętnie tam bywali, a od niedawna niekoniecznie wykazuje nią swoje zainteresowanie. Jak Ty, szczególnie jako młoda początkująca projektantka, postrzegasz to wydarzenie i całą tę „otoczkę”, która się wokół niego wytworzyła?
To prawda, temat ten jest tak, jak powiedziałaś dość kontrowersyjny, ale myślę, że to głównie ze względu na organizację, bo zawsze są z nią jakieś problemy. Ja osobiście byłam na jednej edycji Fashion Week’a w Łodzi dwa lata temu i szczerze mówiąc nie wróciłam stamtąd ze specjalnie dużą dawką inspiracji czy wrażeń. Nie zmienia to jednak faktu, że FashionPhilosophy Fashion Week Poland daje młodym ludziom, zwłaszcza tym prosto po szkołach, naprawdę dużo, np. moja koleżanka z roku Natalia Kopiszka miała okazję się tam niedawno zaprezentować i to jest na pewno jej spory sukces. Prawda jest taka, że nawet, jeśli spora część widowni ominie OFFy – bo niestety z tego doświadczenia, które zdobyłam po łódzkim tygodniu mody, największe tłumy schodzą się na znane nazwiska – uważam, że mimo wszystko warto się tam pokazać. W Łodzi w końcu zawsze pojawiają się media, także te zagraniczne, a co za tym idzie – publikacje, które szczególnie dla młodych projektantów są ogromną szansą na jakikolwiek rozgłos. Osoby w takiej sytuacji jak ja, będąc na początku swojej kariery w branży, nie powinny więc wybrzydzać, tylko korzystać z tego, co nam dają różne możliwości.
Ukończyłaś szkołę, która na pewno sporo Ci dała. Czy w momencie, gdy zaczynałaś tam studia, w kontekście mody i projektowania byłaś na tyle świadomą osobą, że to, czego nauczyłaś się w MSKPU, tylko bardziej utwierdziło Cię w przekonaniu, iż moda jest zdecydowanie tym, czym chcesz się zajmować w życiu? A może studia i możliwości z nimi związane zupełnie zmieniły Twoją wcześniejszą perspektywę postrzegania zawodu projektanta i wszystkich związanych z tym kwestii?
To, że mnie utwierdziła w przekonaniu, że chcę się zajmować modą, to na pewno. W moim przypadku było bowiem tak, że zaraz po maturze poszłam na zupełnie inne studia. Oczywiście zawsze myślałam o kierunkach artystycznych, myślałam nawet, żeby zdawać na scenografię. Potem jednak, podpierając się myślą o bardziej „poważnych” studiach, zdecydowałam się na stosunki międzynarodowe. Męczyłam się przy tym bardzo, a moda cały czas była gdzieś tam obok. Pracowałam jakiś czas jako asystentka stylisty, więc miałam też z tym środowiskiem cały czas kontakt. W efekcie moda wygrała, rzuciłam studia i podjęłam naukę na MSKPU. No więc tak, mogę powiedzieć, że ta uczelnia utwierdziła mnie w przekonaniu, że moda i nic więcej. Myślę, że przez to, że nie zdecydowałam się na studia projektowania od razu po maturze i miałam możliwość zdobycia doświadczenia na zupełnie innych płaszczyznach – niezwiązanych z modą, dużo mi dało. Będąc już na MSKPU byłam bowiem dość dojrzała, świadoma tego, co chcę robić i rozwinięta pod względem estetycznym.
Czyli tego, co mówisz wynika, że zaraz po maturze lepiej od razu nie decydować się na takie studia?
Nie nie, niekoniecznie. Po prostu w moim przypadku ta było, musiałam rzeczywiście dojrzeć do takiej decyzji, czy raczej upewnić się, że nie musze iść na inne studia, żeby zdobyć tytuł – jak wiadomo, studia na MSKPU nie dają nam licencjatu, to tylko studium. Odnosząc się jednak do obecnych realiów, zwłaszcza w świecie artystycznym, „papier” tak naprawdę nie ma znaczenia. Myślę więc, że to była dobra decyzja.
Planujesz dalej kształcić się pod kątem projektowania mody?
Ostatnio zaczęłam się nad tym intensywnie zastanawiać, ale już pod kątem studiów za granicą. Myślę o Londynie, jednak podjęcie nauki w takim mieście wiąże się z wieloma rzeczami i nie jest łatwe, a nawet bardzo trudne. Z obserwacji widzę, że inni mimo wszystko dają radę, więc zobaczymy, jak to się wszystko potoczy w moim przypadku.
Życzę Ci, żeby potoczyło się jak najlepiej. Przed Tobą jednak teraz inne wyzwanie, a mianowicie polski rynek mody. Jak Ty, jako początkująca projektantka, postrzegasz i odnajdujesz się w rodzimej branży?
Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że początkującym projektantom nie jest łatwo, żeby wejść na rynek, a jak już im się to uda, nie mniej trudne jest się na nim utrzymać. Wiele osób, co teraz też doskonale widzę na swoim przykładzie, na początku swojej drogi, nie zdaje sobie sprawy, że oprócz wysiłku i serca w produkcję kolekcji trzeba włożyć ogrom środków finansowych. Jest ona zazwyczaj bardzo kosztowna, bo większość młodych twórców stara się szyć z wysokogatunkowych tkanin, przykłada dużą wagę do szycia, do wykończeń. Chcemy, żeby wszystko było na wysokim poziomie i bardzo dobrej jakości, więc naturalnym skutkiem jest to, że potem ma to swój wyraz w cenie. Niestety ludziom wydaje się, że jak ktoś jest jeszcze początkujący, to ta cena jest stanowczo za wysoka i nie zdają sobie do końca sprawy, od czego jest ona uzależniona. My natomiast, chcielibyśmy, by te koszty produkcji w jakiś sposób nam się jednak zwróciły. Projektowanie obieramy w końcu, jako swoją profesję, więc musimy starać się na tym zarabiać. Warto podkreślić, że marże w naszym kraju i tak nie są duże, w porównaniu ze stawkami, jakie obowiązują za granicą.
Poza tym, odnoszę też wrażenie, że bardzo ciężko jest się przebić jakby na „wyższy poziom”. Młodzi designerzy pokazują się na Fashion Week’u, mają nawet swoje prywatne pokazy, ale mimo to trudno jest dojść do poziomu, taki, jaki tworzą projektanci, którzy zaczynali 10, czy 15 lat temu- Gosia Baczyńska czy Paprocki[&]Brzozowski. Tak naprawdę od kilku lat nikt nie jest w stanie, co pewnie tez zauważacie, dojść do tego ich levelu, przez co wszyscy inni, nawet ci mający 30 lat i już jakiś czas działający na rynku, nazywani są „młodymi projektantami”. To jest właśnie największy problem, a zarazem spore wyzwanie.
Jak myślisz, co musiałoby się stać, żeby to się zmieniło, a przynajmniej zaczęło zmieniać?
Trudno powiedzieć, bo teraz młodych projektantów jest coraz więcej, można stwierdzić, że panuje taka „moda na modę”, o czym świadczą również programy typu „Projektanci na start” i „Project Runway”. Mogłoby się wydawać, że skoro jest tego tak dużo, komuś musi się udać w końcu wybić, ale tak niestety nie jest. Myślę, że tutaj również problemem jest to, że od młodych projektantów pożycza się rzeczy i to jest nagminne. My jednak się na to zgadzamy, bo chcemy się wypromować, więc ta machina się jakoś kręci. Ze sprzedażą jest już znacznie gorzej… Chyba nie potrafię odpowiedzieć, co musiałoby się stać, aby młodym projektantom udało się wejść na wyższy poziom a tym samym, by rynek na samej górze mógł się troszeczkę rozszerzyć. Może z czasem to samoistnie zacznie się rozwijać.
Wspomniałaś o „Project Runway” – co myślisz o tego typu programach?
Fajnie, że są, bo widać na przykładzie Maćka Sieradzkiego czy Jacoba, że jednak im się udało i w jakiś sposób wypłynęli. Maciek Sieradzki, chociaż nie wygrał, miał już swój butik tymczasowy, teraz ma na stały na Mokotowskiej, miał swój pokaz, tak samo jak Jacob. Obaj zresztą pokazywali się na ostatnim FashionPhilosophy Fashion Week Poland . Liliana też startuje z autorską marką, a oprócz tego pracuje dla La Manii. Pod tym względem, tego typu programy na pewno dają więc sporo możliwości, ale ja osobiście nigdy nie zdecydowałabym się na taki projekt.
Dlaczego?
Nie do końca podoba mi się to, że ten program robiony jest na zasadzie show. Produkcja wymaga uzewnętrzniania się, opowiadania o swoich prywatnych sprawach. Czasem pojawiają się tam zadania, które nie do końca pokazują umiejętności krawieckie, a bardziej chcą przyciągnąć widownię. To naprawdę nie jest mój klimat. Uważam, że to, co moje powinno zostać moje, i nie pasuje mi ten cały wymiar show, jako show, a mam wrażenie, że ta druga edycja jeszcze bardziej się na tym opierała. W końcu nawet Mariusz Przybylski zrezygnował. Oczywiście wiązało się to też z prywatnymi sprawami i rozwojem jego marki, ale jak sam przyznał w którymś z wywiadów, wymagano od niego, żeby był showmanem, a nie jurorem. Pod tym względem, nie trudno zatem dojść do tego, dlaczego dostał odpowiednie zastępstwo.
Obok Mariusza Przybylskiego, o którego twórczości wypowiadałaś się bardzo pozytywnie już wcześniej, kogo jeszcze spośród polskich projektantów lubisz, obserwujesz?
Na pewno Gosię Baczyńską, Michała Szulca… Bardzo lubię też MMC – mają świetne projekty oraz sesje. Podoba mi się również to, co robi Zuo Corp.
A z zagranicznych?
Zdecydowanie marki Jil Sander, Céline i Stella McCartney.
Wymieniłaś McCartney, która jest jedną z tych projektantek, która bardzo promuje rozwój zrównoważone mody. Jak ty się odnosisz do tego zjawiska, bo w końcu ochrona środowiska w świecie mody to nadal dość problematyczna kwestia.
MSKPU to szkoła dojść mocno stawiająca na ekologię. Mieliśmy na ten temat również sporo wykładów, co spowodowało, że na pewno jestem bardziej świadoma tego, co dzieje się w relacjach mody i ochrony środowiska. Jeśli chodzi natomiast o rynek, to sądzę, że szczególnie w kontekście sieciówek, etyka i ekologia to problematyczne kwestie, których nie da się uniknąć. Duże popularne marki dalej będą szyły w Bangladeszu i Etiopii, bo tam jest po prostu najtaniej. Z kolei młodzi projektanci, jak ja, najczęściej szyją w kraju, więc wspierany jest lokalny wyrób. Co do skór, to ja osobiście nie przepadam za ekologicznymi, choć oczywiście i one, tak jak u Stelli, mogą być wysokiego gatunku i świetnie wyglądają. Ale wiadomo, że ona ma lepszy dostęp do takich materiałów. Ja bardzo lubię skórzane rzeczy, sama nosze buty i torby. Oczywiście wiadomo, że bezsensowne zabijanie zwierząt jest okrutne i stanowczo się temu sprzeciwiam ale często – o czym wiele osób nie wie – jest tak, że te skóry pochodzą od zwierząt, które zabija się na wyrób mięsa. Jest wiele sklepów, jak np. COS, które podpisały umowę nadzorowaną przez PETA, w której zobowiązują się korzystać tylko ze skór stanowiących odpadki właśnie z procesu wyrobu mięsa. Zauważam, że coraz więcej marek stara się, może tez pod naciskiem otoczenia, bardziej ekologiczne podchodzić do swoich projektów, jak choćby w przypadku głośnej sprawy H[&]M i swetrów z angory, którą w rezultacie wycofali.
Rozwój zrównoważonej mody promuje też KappAhl, ale jak sama powiedziałaś, nie zapominajmy, że to ciągle są jednak sieciówki i produkcja na ogromną skalę. Może więc, skoro ludzie coraz chętniej odnoszą się do tematu ekologii i etyki w modzie, chcą żyć i ubierać się bardziej slow, właśnie dzięki temu zaczną bardziej doceniać właśnie tych młodych projektantów? Ludzi, którzy większość swoich projektów szyją samodzielnie, osobiście wybierają tkaniny i decydują się na najwyższa jakość. Istnieje Twoim zdaniem szansa na to, że skoro ludzie mogą pozwolić sobie na zdrowie odżywianie się i ekologiczny styl życia, będą sięgać po ubrania ze „sprawdzonych źródeł” i tym samym wspierać początkujących designerów, którym tym samym łatwiej budować swoją markę?
Mam nadzieję, że tak będzie! Tak naprawdę już w chwili obecnej można zauważyć, że coraz więcej osób podchodzi do mody bardziej świadomie i jest to proces, który będzie cały czas postępował. Uważam, że stopniowo, ale mimo wszystko do przodu.
A jakie procesy będą zachodzić w najbliższej przyszłości u Ciebie?
Mam głowę pełną pomysłów, które nieustannie przelewam na papier. Cały czas też intensywnie myślę o kolejnych przedsięwzięciach, ale tak jak rozmawiałyśmy, ich realizacja wymaga czasu i wielu innych czynników, które pomogą mi się dalej rozwijać. Na chwilę obecną chciałabym się zdecydować na rozwiązanie, jakie moim zdaniem jest najlepsze dla początkujących projektantów, czyli praca dla kogoś i równolegle tworzenie własnej marki. Czy uda mi się to wcielić w życie – czas pokaże.