Logotyp serwisu lamode.info

Z WIZYTĄ U… ROBERT KUPISZ

O oczyszczaniu głowy, kolejnym pokazie, spotkaniu z łosiem w Sylwestra i o pannie młodej, która w końcu… może wyjść z samochodu! Zapraszamy do lektury wywiadu!

Z WIZYTĄ U… ROBERT KUPISZ 20110 120656

Robertem Kupiszem spotykamy się półtora miesiąca po jego ostatnim pokazie „TANGO” we flagowym butiku marki QПШ przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie. Z projektantem rozmawiamy o oczyszczaniu głowy, kolejnym pokazie, spotkaniu z łosiem w Sylwestra i o pannie młodej, która w końcu… może wyjść z samochodu! Zapraszamy do lektury wywiadu!

 

PANNA MŁODA Z METKĄ QПШ 


Zacznijmy od newsa dotyczącego Twojej marki, czyli sukni ślubnych. Skąd pomysł na to, żeby ubrać panny młode?


Już od dłuższego czasu obserwuję dziewczyny, które tak nieszczęśnie przebierają się tego dnia. Prezentują się w sposób mało ciekawy dla młodych kobiet i zawsze są przerabiane na jakieś księżniczki albo bezy, co wygląda nienaturalnie. Wiem, że każda dziewczyna pragnie tego dnia prezentować się wyjątkowo, ale dużo nowoczesnych przyszłych panien młodych nie chce być tą bezą. Stwierdziłem, że przygotuję im taką sukienkę, która jest nonszalancka, nie dodaje lat oraz może być użyta w sposób lekki i do noszenia poza tym jednym dniem.

 

Właśnie, nazwałeś tę linię „Together Forever”…


Tak, nazwa ta ma komunikować, że sukienkę będzie można zmodyfikować (np. obciąć lub przefarbować), ale też niekoniecznie, bo jest nienachalna tematycznie. Teraz wyjściowo dostępne są kolory biały, bladoszary i bladobeżowy. Na razie przygotowałem jedną neutralną sukienkę, ale być może będę projektować jedną ślubną sylwetkę spójną z konkretną kolekcją.

 

Jaka jest panna młoda Roberta Kupisza?


To nowoczesna kobieta. Na pewno nie jest to panna, która nie może wyjść z samochodu, bo ma tyle falban i drugie tyle na głowie. U mnie najpierw widać dziewczynę, dopiero potem sukienkę.

 

Czy jest szansa, że w przyszłości ubierze się u Ciebie również pan młody?


Do tej pory już proponowałem projekty, które mogą sprawdzić się na ślubie, np. marynarki, które były w liniach „Anarchy”, „Fair Play” czy „Tango”, ale może faktycznie to dobry pomysł, żeby stworzyć specjalny garnitur. Na pewno byłoby to połączenie wizytowej okazji z wygodą charakterystyczną dla mojej marki.

 

Suknie ślubne QПШ do kupienia TUTAJ!

 

fot. Marta Waglewska / Lamode.info

 

ROZWÓJ MARKI


Jeżeli mowa o kolekcjach… Każdy Twój pokaz ma mocną myśl przewodnią, a marka Qπш od początku ma bardzo konsekwentne DNA, jednak jednocześnie wyraźnie ewoluuje. Najlepiej widać to po ostatniej linii „Tango” (cały pokaz TUTAJ!), gdzie kobieca sylwetka staje się coraz bardziej zmysłowa i szykowna. Czy to trwała zmiana, czy raczej kolejne wcielenie kobiety Roberta Kupisza?


Każde obierane przeze mnie tematy zobowiązują i dają mi szansę poszerzania możliwości moich oraz mojej firmy. Dzięki temu mamy też coraz więcej klientów, ponieważ coraz więcej ludzi może znaleźć tutaj coś dla siebie. Pierwszą kolekcją, w której pojawiły się projekty bardziej eleganckie, w duchu haute couture, była „Opera”, jednak ciągle utrzymane w charakterystycznym dla mnie stylu grunge. Jeżeli decyduję się na coś bardziej szykownego, staram się zrównoważyć sylwetki, żeby nie były zbyt mocno zdefiniowane. Na przykład, spódnica z ostatniego pokazu ma ręcznie nanoszone łuski i była zestawiona z dresową bluzą.

 

Mimo, że nasza firma ma duże sukcesy, pojawia się w sprzedaży coraz szerzej i powstają kolejne butiki, ma dopiero pięć lat, a ja dopiero sześć lat jestem projektantem. Nie skończyłem projektowania mody na Akademii Sztuk Pięknych, dlatego do wszystkiego dochodzę samodzielnie zupełnie inną drogą. Sam konstruuję, wymyślam materiały, barwię, nanoszę printy. To, że podczas tej pracy mogę się dowiedzieć tylu nowych rzeczy, niezwykle mnie w niej fascynuje. Może właśnie dlatego ta marka różni się od innych, które prowadzą moi koledzy po kierunkach projektowych.

 

A jakie zmiany możemy dostrzec w samej marce? Co nowego dzieje się pod metką Qπш?


Ciągle się rozwijamy i możemy tę firmę przenosić na coraz wyższy poziom. Mamy lepsze szwalnie i zatrudniamy więcej fachowców, np. od pół roku pracuje dla nas osoba, która zajmuje się dodatkową kontrolą jakości. Zawsze słuchamy uwag naszych klientów i staramy się reagować. Poza tym, dzięki nowej usłudze w butiku online, możemy dostarczyć zakupy już w ciągu 24 godzin.

 

Każde kolejne powodzenie zachęca mnie do rozwoju i daje satysfakcję, że to, co wymyślę, jest również skuteczne w sprzedaży.

 

Dobrze, że mówisz o modzie w kontekście biznesu. Wielu projektantów często zapomina o tej drugiej stronie i nie potrafi połączyć dziedzin artystycznej z biznesową, co obecnie jest niezbędne do osiągnięcia sukcesu.


Dokładnie tak. Jeżeli chcemy być projektantem, to nie możemy być artystą docenianym dopiero po śmierci. Jestem świadomy tego, że muszę dać taki produkt, który utrzyma mnie i kilkadziesiąt osób, które zatrudniam. U nas w Polsce pracę projektanta osądza się mylnie i niesprawiedliwe, ponieważ często docenia się wyłącznie tych, którzy się nie sprzedają, bo oni tworzą wielką sztukę.

 

Jednak sztuki często do garnka nie włożą.


Otóż to. Dlatego z tego powodu niezwykle się cieszę, że jestem projektantem, który robi rzeczy trafiające do ludzi, sprzedające się i chętnie noszone. Rzadko komu udaje się stworzyć takie kolekcje, które się wyprzedają, a na nasze ubrania są zapisy od razu po pokazie, co zmusiło nas do uruchomienia kolejnych szwalni. To niesamowite, że od pierwszego pokazu sprzedawałem kolekcje i od razu żyłem tylko i wyłącznie ze sprzedaży ubrań. Jestem dumny, że razem z Anią Borowską odpowiadającą za strukturę firmy, stworzyliśmy efektywną markę. Jeżeli ja patrzę na innych projektantów, to zawsze oceniam na ile są skuteczni, ponieważ ubrania są po to, żeby ludzie je nosili, a nie żeby oglądali je w muzeum w ramkach.

 

fot. Marta Waglewska / Lamode.info

 

INSPIRACJE


Na pokazie „Gangsta” w czerwcu powiedziałeś nam, że masz już pomysł na kolejną prezentację. Czy na pokazie „Tango” w grudniu też już wiedziałeś, co przygotujesz następnym razem?


Tak, mam już pomysły na trzy kolejne pokazy. Dla mnie bardzo ważną rzeczą jest, żeby po każdym pokazie więcej się nim nie zajmować, nie tracić energii na to, co inni mają do powiedzenia, nie czytać recenzji. Mam u boku wspólniczkę Anię i fantastyczny zespół, któremu mogę zaufać i pojechać na długi urlop, żeby wrócić z głową pełną pomysłów. Cała moja firma wie, że potrzebuję miesiąc lub dwa takiej przerwy, ponieważ to jest również dobre dla niej.

 

Nagradzam się za dobrze wykonaną pracę. Wtedy daję sobie taki czas, żeby o niczym nie myśleć, nie analizować, nie oceniać siebie – zarówno nie krytykować, jak i nie chełpić się. Nie wprowadzam też do siebie takiego lęku, że co ja teraz zrobię. To bardzo niebezpieczne kiedy w momencie osiągnięcia sukcesu, wmawiamy sobie, że nic więcej nie zrobimy lepszego. Po dwóch, trzech dniach takiego błogiego relaksu odblokowuje mnie i pomysły zaczynają same spływać. Wtedy mam zawsze pod ręką notes, w którym rysuję, opisuję i pozwalam, żeby głowa naturalnie przyjmowała nowe rzeczy. Taki proces wówczas się nie zatrzymuje, ponieważ jestem wypoczęty i przygotowany.

 

Obecnie w tym szybkim świecie niestety zapominamy o tak ważnej higienie umysłu.


Ja bardzo o to dbam, ponieważ muszę zdrowo podchodzić do tego, co robię. Dwa razy w roku tworzę kolekcję, więc jestem zobowiązany zaprojektować coś, co ludzie będą chcieli nosić, ale również, co mi sprawi radość. Nie wyobrażam sobie żyć niehigienicznie, z głową przepełnioną niepotrzebnymi rzeczami. Na co dzień też staram się zorganizować życie bardzo pozytywnie – wysypiam się, zdrowo odżywiam, uprawiam sport, spotykam z fajnymi ludźmi.

 

To z jakimi pomysłami wróciłeś do nas tym razem? Czy możesz nam już coś zdradzić na temat kolejnego pokazu?


Nie mogę (śmiech)! To niesamowite, że w tej przestrzeni, w której się poruszamy z moimi koleżankami i kolegami, często wpadamy na te same tematy. Jeżeli ktoś mi mówi o swoim pomyśle, ja już go nie wykorzystuję. Pamiętam, była taka sytuacja z Gosią Baczyńską, z którą się przyjaźnimy i wspieramy. Wymyśliłem, że zrobię pokaz – thriller Nosferatu Wampir. Dostaję zaproszenie na pokaz Gosi, a tu “Frankenstein”. Doszedłem do wniosku, że to jednak zbyt bliskie historie.

 

Jak bardzo zaawansowane były już Twoje prace nad Nosferatu?


Zaproszenie dostałem podczas swoich wakacji i od razu zadzwoniłem z pytaniem o szczegóły. To była linia zaprezentowana już w Paryżu, której nie widziałem. Oczywiście Gosia zupełnie w inny sposób pokazuje modę i po zapoznaniu się z kolekcją stwierdziłem, że to zupełnie inne przedstawienie tematu, ale nie chciałem być tak blisko i zrezygnowałem. Było to dla mnie trochę stresujące, bo prace nad moim pokazem były bardzo zaawansowane i trwały pół roku, ale zawsze zastanawiam się jak zrobić coś lepiej z konkretnego problemu i iść dalej. Wtedy stwierdziłem, że planowane na muzykę do tego pokazu tango jest właściwie mi bliższe ze względu na moją przeszłość tancerza i bardziej to czuję, ale również dla ludzi taniec będzie łatwiejszy i bardziej przyjemny w odbiorze niż straszące wampiry. Często są więc takie historie, że pokrywają nam się te tematy.

 

Nie da się tego uniknąć.


Pamiętam na przykład, jak chłopcy Paprocki[&]Brzozowski zrobili printy z łańcuchami, a ja w tym samym czasie miałem taki wzór przy koszuli, potem trochę od niego odszedłem. Z kolei ostatnio Mariusz Przybylski zrobił „White Wolf” i również w tym samym czasie motyw ten pojawił się u mnie.  U niego jednak była to nazwa i temat potraktował abstrakcyjnie, a  ja użyłem go bardziej bezpośrednio. Dlatego też, wracając do tematu mojego kolejnego pokazu, staram się go trzymać jak najdłużej w tajemnicy. Uważam, że ten najbliższy planowany na czerwiec będzie bardzo interesujący i barwny. Motyw zimowej prezentacji również mnie już wciągnął, zaczynam słuchać muzyki i szukać inspiracji, ale także mam już fajną koncepcję na 2017 rok.

 

To może zapytam inaczej: gdzie obecnie szukasz inspiracji?


(Śmiech) Za dużo Ci nie mogę powiedzieć, ale ogólnie szukam inspiracji wszędzie, gdzie tylko mogę, a równie często nie zabiegam o nie i same na mnie wpadają. Na pewno są to wszystkie moje doświadczenia życiowe – co robiłem, gdzie byłem i z kim, jest to też muzyka, książki, internet. Mocno wpływa na mnie także sztuka, oglądam wystawy, przyjaźnię się z wybitnymi twórcami, pracowałem w operze. Środowiska, w których przebywam, są niezwykle plastyczne, ale nigdy nie inspiruję się innymi projektantami, a wręcz unikam oglądania ich pokazów.

 

Właśnie miałam o to zapytać, ponieważ jesteśmy w trakcie Tygodni Mody w najważniejszych ośrodkach na świecie. Czy śledzisz twórczość jakiś konkretnych marek czy kreatorów?


Nie lubię tego i trochę mnie to nawet irytuje – ta otoczka, ci ludzie, którzy odgrywają jakieś wielkie persony; to wszystko jest takie powierzchowne. Fascynacja kimś, kto nałożył sobie słoik na głowę jest dla mnie bardzo daleka. Lubię ludzi szalonych i ciekawie ubranych, ale jak to jest spójne z nimi, a nie na pokaz. Wolę przebywać w świecie realnym, gdzie są prawdziwi ludzie z naturalnymi emocjami. Jak jeszcze nie byłem projektantem, pojechałem na fashion week do Paryża i w ogóle nie czułem tam potrzeby bycia i integrowania się z tymi ludźmi.

 

Jeżeli nie tuzy ze świata mody, to może osobowości z innych dziedzin Cię inspirują?


Wielką inspiracją był dla mnie zawsze David Bowie, który odszedł przedwcześnie. Mój pierwszy pokaz to był właśnie on – w scenografii było jego zdjęcie, podczas pokazu jego muzyka. Niesamowita jest też Tina Turner z lat 60. – to są ikony, które wprowadziły coś do naszego życia, do sztuki. Z drugiej strony, inspirują mnie również zupełnie zwykli ludzie, np. subkultury, …

 

…koledzy z crossfitu…


Dokładnie tak. To są ludzie „żywi”, autentyczni, z którymi przebywam i których obserwuję. Przykładowo, w latach 80. w moim liceum plastycznym było mnóstwo punków, którzy sami sobie wszystko wymyślali i fantastycznie wyglądali. Jak patrzę na zdjęciach z tamtych lat, to uważam, że byli genialni i wszyscy powinni być projektantami. Innym razem bardzo mnie wzruszyła muzyka Romów, mimo że ocenia się ich negatywnie i krytykuje, że nie są ludźmi pracy. Uważam, że to niesprawiedliwe opinie, bo oni dali nam tyle pięknej muzyki, sztuki, poezji. To, że poruszam się własnym drogami, przeżyciami, zapewnia mi w pewien sposób odrębność. Oczywiście w tych latach trudno zrobić jest coś innego, nowego i na pewno nie zrobimy rewolucji, bo w modzie było już wszystko. Możemy jedynie wracać i pewne rzeczy inaczej łączyć czy przedstawiać.

 

fot. Marta Waglewska / Lamode.info

 

POLSKA MODA


Skoro nie obserwujesz innych projektantów, to może śledzisz polską modę jako taką? Jak ona się zmieniła przez ostatnie lata?


Ja tak naprawdę nie jestem blisko polskiej mody. Odkąd zacząłem projektować, jestem skupiony na własnej twórczości, nie porównuje się do innych, nie chodzę po sklepach oraz nie oceniam pracy moich koleżanek i kolegów. Uważam, że to mało eleganckie siedzieć  komuś na plecach i go podglądać.

 

Jeżeli chodzi o polską modę, to ona zawsze w jakiś sposób funkcjonowała (chociażby w PRL-u), ale teraz wydaje mi się, że jest bardziej widoczna na ulicach, ludzie coraz fajniej wyglądają, mają więcej odwagi, tolerancji, otwierają się na świat. To młode pokolenie jest zupełnie inne, chociaż wciąż brakuje freaków i większość pozostaje zachowawcza. Ponieważ jesteśmy krytyczni w stosunku do innych, to również boimy się, że nas ktoś źle oceni i koło się zamyka. Z pewnością to, jak będzie wyglądała cała Polska, tak będzie wyglądała jej ulica. Tolerancja w największej mierze wpływa na to, jak wyglądamy.  

 

Czy można już powiedzieć, że istnieje polska moda uliczna?


Wydaje mi się, że tak.

 

Jaka ona jest?


Myślę, że miałem w to duży wkład. To dla mnie niezwykłe wyróżnienie i przeżycie kiedy idę ulicą i spotykam ludzi ubranych w moją odzież. Przechodzą, rozpoznają mnie, uśmiechają się. Kiedyś przyjechał mój kolega z Paryża, który też zajmuje się modą i byliśmy na weekend w Krakowie. Tam ciągle ktoś do nas podchodził, robił sobie ze mną zdjęcia, było dużo ludzi ubranych w moje projekty. On był bardzo zaskoczony i mówił, że to niesamowity sukces, ponieważ w Paryżu nie spotkał nikogo w ubraniach projektanta, z którym pracuje. Uświadomił mi wtedy, że ten mój sukces polega na tym, że dotarłem do ludzi i ubrałem ulicę. Kiedy zaczynałem pięć lat temu, mówiono mi, że jeżeli ktoś w ogóle będzie nosił moją modę, to pewnie tylko ja i moi znajomi.

 

Czasy, kiedy Mokotowska proponowała wyłącznie suknie balowe…


Tak, ale ludzie z czasem nauczyli się tej mojej mody. Na początku były to prawie same kobiety, teraz jest coraz więcej mężczyzn, np. sportowców. Myślę, że to właśnie oni mieli duży wpływ na to, że faceci zaczęli się dobrze czuć w marce Qπш i przestali myśleć, że to może gwałt na ich męskości.

 

Na ulicy jest wiele Twoich projektów, ale również, co można z kolei odebrać za gorzki sukces, wiele podróbek. Jak się do tego odnosisz?


Wszyscy mi tłumaczą, że podrabia się najlepszych i to też jest oznaką powodzenia, ja natomiast uważam, że to kradzież. Poza tym, przykre jest też to, że wiele gwiazd noszących moje podróbki jest dobrze oceniana przez media. Są tacy, którzy bez wstydu noszą podrobione rzeczy i się z nimi utożsamiają, ale są takie osoby, którym do twarzy wyłącznie z oryginałem. Cieszę się, że mam klientów, którzy doceniają pracę moją i mojej całej firmy. Zdarza się nawet, że sami wysyłają do nas zdjęcia podróbek i są zażenowani. Moi odbiorcy są po prostu na wysokim poziomie i to sama przyjemność, że mogę się z nimi spotykać tutaj w butiku.

 

2015 I 2016


Jak podsumowałbyś ostatni rok dla siebie i swojej marki?


To był wspaniały rok pełen sukcesów! Świetne dwa pokazy, kolekcje, które doskonale się sprzedają, dwie bardzo dobre kampanie – ta ostatnia przeszła nasze oczekiwana, cieszyła się ogromną popularnością (zobaczcie ją TUTAJ! – przyp. red). Cieszymy się też faktem, że w 2015 roku bardzo dużo pracowaliśmy nad jakością i udało nam się to zrobić. Oczywiście bardzo istotne jest również to, że stworzyliśmy taką fantastyczną ekipę. Poza tym, wciąż powstają kolejne miejsca sprzedaży – za chwilę otworzymy nowy butik w Poznaniu.

 

Ten poprzedni rok był także ważny, bo pozytywny dla mnie samego. Jeszcze bardziej uwierzyłem w swoje możliwości oraz potrafię obiektywnie ocenić swoją pracę, że była wykonana dobrze i nie muszę nigdzie szukać tego potwierdzenia. Kiedyś bardzo rzadko byłem z siebie zadowolony i zawsze się krytykowałem, a obecnie mam duży szacunek do tego, co zrobiłem, kim jestem.

 

Czy ta satysfakcja z bycia projektantem oznacza, że to będzie Twoja ostatnia rola?


Nie jestem w stanie tego powiedzieć… Po pierwszym pokazie zastanawiałem się, czy coś jeszcze wymyślę – każdy twórca tak ma. Później stwierdziłem, że najważniejsze jest jednak to, żeby mieć satysfakcję z tego, co się robi. Przy każdym kolejnym pokazie uczę się nowych rzeczy i na razie to jest ciągle rozwojowe – tworzę, bo to mi sprawia radość.

 

Na stronie robertkupisz.com w zakładce „O Robercie” czytamy, że Twoją życiową dewizą jest: „Każdy człowiek ma potencjał, żeby osiągnąć swój cel; potrzeba jedynie wiary i odwagi na realizację swoich marzeń”. Jakie cele i marzenia zamierzasz realizować w tym nowym roku?


Na pewno celem najważniejszym są dwa pokazy i do tego planu podporządkowuję całe swoje życie. Pierwszy, nad którym już trwają prace, odbędzie się 2 czerwca. Cieszę się także z zaplanowanych już wakacji, na które wybiorę się zaraz po prezentacji.

 

Jurata?


Tak (śmiech)! Mam już zarezerwowane miejsce i nie mogę się doczekać! Poza tym, myślę również o kolejnym zimowym pokazie i oczywiście o tym, gdzie po nim pojadę (śmiech)! Myślę, że to będzie fajny rok. Dobrze jest się cieszyć każdym dniem. Dla mnie przyjemne jest chociażby to, że wchodzę do wanny, wlewam jakieś olejki i sole oraz zapalam świece. Albo to, że spędzam cały dzień w domu sam ze sobą, czasami jest mi tak dobrze, że nawet nie włączam muzyki. Takie spędzanie czasu ze świadomością, że jest miło. Jeżeli nie odkryjemy tego w sobie teraz, kiedyś może być za późno.

 

Jednocześnie bardzo ważne jest dla mnie to, żeby tę radość współtworzenia mieli też ludzie, z którymi pracuję. Oni muszą być zadowoleni, dobrze wynagrodzeni, mieć fun, poczucie, że są współautorami tego wszystkiego. Na przykład, zawsze po pokazie mamy wielką zabawę – wtedy wszyscy „odpinamy wrotki”, świętujemy i cieszymy się kolejnym sukcesem.

 

Plany to jedno, a postanowienia noworoczne – masz taką listę?


Nie robię sobie postanowień noworocznych i działam trochę na przekór temu. Sylwestra spędziłem tak, żeby sobie niczego specjalnie nie planować. Najpierw poszedłem na trening, potem na spacer do Puszczy Kampinoskiej, gdzie spotkałem łosia, następne wróciłem do domu, nalałem wody do wanny, wypiłem dobre wino, położyłem się, włączyłem telewizor. Nie chciałem wejść tego dnia w kierat, który nakazuje w Sylwestra wystroić się, iść do klubu i na trzy, cztery skakać z balonikiem. Staram się zaczarować każdy moment, ale na swój własny sposób. 

podobne artykuły