REKLAMA
Logotyp serwisu lamode.info
REKLAMA

EKSKLUZYWNY WYWIAD Z JOANNĄ PRZETAKIEWICZ, ZAŁOŻYCIELKĄ DOMU MODY LA MANIA

Gdyby chciała wielkich pieniędzy, moda byłaby ostatnią rzeczą, na jaką by się zdecydowała. Jednak z miłości do niej otworzyła La Manię, tym samym kreując nową jakość na rodzimym rynku. O podejściu do biznesu, tworzeniu, rodzinie i planach na przyszłość rozmawiamy z jedną z najbardziej przedsiębiorczych kobiet w Polsce, prywatnie partnerką Jana Kulczyka, Joanną Przetakiewicz.

EKSKLUZYWNY WYWIAD Z JOANNĄ PRZETAKIEWICZ, ZAŁOŻYCIELKĄ DOMU MODY LA MANIA 8706 126945
REKLAMA

Próbowaliśmy namówić Joannę Przetakiewicz na uchylenie drzwi do ogromnego atelier La Manii, by przyjrzeć się pracy jej teamu z bliska. Odmówiła. Odważna i konsekwentna bizneswoman zbyt mocno szanuje pracę swojego zespołu, by próbować ją zakłócać. Z Dyrektor Artystyczną pierwszego domu mody w Polsce spotkaliśmy się więc w jej warszawskim butiku w Galerii Mokotów, gdzie opowiedziała nam nie tylko o swoim biznesie, ale również o tym jaka jest, jakie ma marzenia i w jakim stopniu Karl Lagerfeld, ojciec chrzestny La Manii, wspiera jej projekt.

 

Wnętrze każdego z butików La Mania jest imponujące. Nie tylko ze względu na charakterystyczne projekty ubrań, ale też ze względu na wystrój. Tysiące metrów bieżących pluszu zużyte, by wyścielić każdy detal, robi wrażenie. Taka była wizja Joanny, by każdy z butików przypominał wnętrze pudełka na biżuterię – był wytworny i stanowił wyrafinowane tło dla jej kreacji. Nie ma pojęcia, jakiej ilości zużycia materiału to wymagało, ważne, że materiał pochodził od polskich producentów i że wsparła tym rodzimy rynek.

 

 

Czy Joanna Przetakiewicz prywatnie jest kobietą La Mania? Czy marka jest odzwierciedleniem Pani osobistego stylu, czy bardziej odpowiedzią na potrzeby współczesnych kobiet?

 

Jest jednym i drugim. Kolekcja, która zapoczątkowała dom mody La Mania to efekt chęci zaspokojenia moich własnych potrzeb. I nie chodzi tu o kwestię ubrania chroniącego przed warunkami atmosferycznymi, a o pewne estetyczne oczekiwania. Szukałam rzeczy kobiecych i prostych, ale nie do końca tak ascetycznych jak np. Calvin Klein czy Jil Sander. Nie znajdowałam tego ani w Paryżu, ani w Londynie, ani nigdzie na świecie.

 

W momencie, kiedy zaczęłam ubierać się w pierwsze modele z kolekcji zaprojektowanej z myślą o moich oczekiwaniach, zaczęto mnie komplementować i pytać o te projekty. Interesowały się nimi moje koleżanki z zagranicy, które miały najlepszą modę podaną na złotej tacy na co dzień. Te reakcje dały mi do myślenia. Zauważyłam, że one podobnie jak ja szukają zmysłowej prostoty – wyrafinowanej, ale kobiecej. Tak zrodziła się La Mania. Kiedy otworzyliśmy butik to z premedytacją przez dwa miesiące nie mówiłam o tym nikomu, poza gronem najbliższych osób. Nie chciałam opinii znajomych, a feedbacku osób neutralnych,  anonimowych Polek – klientek, które przychodząc do Galerii Mokotów mają określone oczekiwania co do jakości.

 

 

wywiad z Joanną Przetakiewicz

 fot. LAMODE.INFO


 

Czyli słucha Pani swoich klientek? Jest Pani otwarta na ich potrzeby?

 

Oczywiście! Aczkolwiek nie jestem w stanie spełniać wszystkich oczekiwań, bo za moment kolekcja stałaby się bezbarwna i zachowawcza. Wiem, jak trudno przekonać jest klientki do czegoś, co jest nie praktyczne. Nie oszukujmy się, nie chcę tworzyć mody przede wszystkim praktycznej. Chodzi o piękno. Kobieta, która założy naszą rzecz ma się poczuć wyjątkowo. Staram się, aby w kolekcji była część modeli, które są ultra proste, czyste i spełniające oczekiwania większości, natomiast cała reszta ma mieć swoje ID i tożsamość. Mamy nawet powiedzenie w pracowni – to jest „la maniowe” a to nie. Myślę, że nasz styl, co mnie cieszy, jest już rozpoznawalny. Klientki przez te pierwsze dwa miesiące reagowały bardzo entuzjastycznie. Bałam się np. że królujący u nas kolor śmietankowy ze względów mało praktycznych w ogóle nie będzie popularny i bardzo miło się rozczarowałam. Okazało się, że kobiety właśnie tego chcą. One marzą, by poczuć się po prostu luksusowo, świeżo i młodo.

 

 

Czym Joanna Przetakiewicz w biznesie różni się od tej Joanny prywatnie?

 

W życiu prywatnym, jak i zawodowym staram się być naprawdę bardzo dobrze zorganizowana i maksymalnie wykorzystuję swój czas. Dużo podróżuję, mam wiele obowiązków i ciągłych wyzwań, więc nie zamieniam się w domu nagle w bezradną blondynkę, która zakłada szlafrok i leży na kanapie. Ze względu na bardzo dużą ilość zajęć, wypełniony po brzegi plan dnia, nie mam czasu na bezczynność.

 

 

Jaką jest Pani szefową? Jaka jest Pani w pracy?

 

Jestem osobą bardzo konkretną, zdecydowaną, ale traktującą swoich pracowników z ogromnym szacunkiem. Przywiązuję dużą wagę do sposobu w jaki się zwracam do ludzi, jak z nimi rozmawiam i jest to dla mnie kluczowa sprawa. Świadczyć o tym mogą moje relacjez osobami, z którymi współpracuję od 20 lat, od czasu, gdy założyłam pierwszą klinikę stomatologiczną. Nienawidzę sporów niekonstruktywnych, uwielbiam dyskusje merytoryczne.

 

 

Jak duży zespół projektowy pracuje dla Pani?

 

Są to cztery osoby ze mną włącznie. Jeśli chodzi o konstruktorów to jest ich aktualnie pięciu, w tym jeden z Paryża, jeden z najznakomitszych na świecie. Jest też zespół modelarzy, technologów, krawców – mamy ogromne atelier, które jest jedną wielką inwestycją tej firmy, inwestycją w skali globalnej. Całość to kilkadziesiąt osób na dużej powierzchni, które pracują nieprzerwalnie nad wzorami. Potrzebuję dużego i bardzo doświadczonego teamu na najwyższym poziomie, by zrealizować swoje wizje i oczekiwania. Bardzo poważnie podchodzę wiec do tematu edukacji technicznej i stawiam na rozwój całego zespołu. Sprowadzam specjalistów ze świata mody z Londynu i Paryża, którzy udzielają nam cennych wskazówek. Sama również odwiedzam popularne na świecie atelier – ostatnio pracownię houte couture Diora, nie bez powodu okrzykniętą najlepszą na świecie. 

 

Bo nie wystarczy, że wymyślę sobie ultra proste linie, idealnie wycięte kształty, projekty uszyte bezszwowo, obcięte nożem gazowym elektrycznym lub ultradźwiękami, bo jeśli ktoś nie będzie potrafił mi tego zrealizować, to mogę sobie pozostać jedynie w sferze marzeń. Team konstruktorsko-modelarsko-krawiecki jest więc kluczową i największą częścią firmy.

 

 

wywiad z Joanną Przetakiewiczfot. LAMODE.INFO

 

 

Czy każdy projekt jest więc Pani autorstwa? Kto czuwa nad ostatecznym szlifem każdej kreacji?

 

Tak jak wspomniałam jesteśmy zespołem. Jako Dyrektor Kreatywna czuwam nad całością od początku do końca. Tworzę moodboardy, które są inspiracją dla całej kolekcji oraz modele, które widzę jako kluczowe. Od nich zaczynamy prace nad kolejnymi projektami. Zespól projektowy rozwija modele również wtedy, kiedy mnie nie ma w Polsce. Wymieniamy kilkadziesiąt lub więcej maili dziennie. Do tej pory moim rekordem było prawie 200 wysłanych w ciągu dnia. Opisuje swoje kolejne przemyślenia i pomysły. Następnie otrzymuje zdjęcia pierwszych przeszyć wraz z uwagami konstruktorów.

 

Jestem osobą, która nieustająco poszukuje nowoczesnych rozwiązań krawieckich i nowinek technicznych. W pracowni potrafimy być od rana do wieczora i dyskutować. Pada wiele pomysłowo, o których wspólnie decydujemy, czy wejdą do produkcji, czy tez nie. Razem czuwamy nad rozwojem modeli i razem z konstruktorami dokonujemy przymiarek. Wraz z technologiem zastanawiamy nad doborem materiału, klejonek, które to najlepiej zdadzą egzamin w danym projekcie. W naszym zespole jest też osoba odpowiedzialna za detale typu suwaki, podszewki, wykończenia krawieckie, metki, guziki, haftki i tasiemki. Projekt jest rozrysowywany technicznie, a następnie opisuje się w nim detale technologiczne. Pracujemy jak inne domy mody na świecie. Jestem zwolenniczka profesjonalnych, światowych standardów, które najlepiej zdają egzamin. 

 

 

Czy do Pani więc należy ostatnie zdanie?

 

Tak.

 

 

Kto jest odpowiedzialny za pokazy – wybór miejsca, muzyki, aranżacje?

 

To ode mnie pochodzi zawsze pierwsza inspiracja. Oczywiście mój team mi w tym pomaga. Na przykładzie ostatniego pokazu: wymyśliłam miejsce, temat i performance. Nie ukrywam, niełatwo było zrealizować moją wizję, bo Cyrk Zalewski, do którego się zwróciłam, odmówił. Od początku wiedziałam, ze to musi być kobieta-Feniks, która uniesie się w górę. Udało nam się znaleźć najbardziej odpowiednich wykonawców. Akrobatka i kaskaderzy zdecydowali się zrealizować wizję lotu Feniksa i sprawdzili się świetnie.

 

 

Czy to stąd motyw skrzydeł na ostatnim pokazie?

 

Motyw skrzydeł był związany z głównym przekazem całego wydarzenia – symboliką odradzającego się Feniksa, wiecznie powracającej energii. Zarówno performance jak i jego oprawa składały się na inscenizację mitycznego powstania z popiołów. Pokaz rozpoczęła przerażająca muzyka, przechodząca ostatecznie w spokojne brzmienie i kobieta Feniks rozpoczęła swój rytualny wzlot. Był on odniesieniem do natury kobiety, która pomimo trudności, zawsze potrafi podźwignąć się z każdej sytuacji. Te skrzydła miały nam kobietom przypominać, że mamy w sobie siłę, że musimy w siebie wierzyć, ale nigdy nie możemy zapominać o kobiecej delikatności i zmysłowości. 

 

 

Gdzie szuka Pani inspiracji do swoich kolekcji poza potrzebą realizacji osobistych potrzeb?

 

Głównie na wystawach sztuki, ale tak naprawdę wszędzie, nie mogę podać konkretnego adresu. Staram się odwiedzać większość wystaw i galerii, które są wielką inspiracją form, wzorów i kolorów. Można się zafascynować wszystkim – od puszki Coca-Coli, przez część samochodową, aż po kolor na obrazie. I choć zabrzmi to banalnie, to doskonałym źródłem pomysłów są podróże, bo one dostarczają niezwykłej ilość doznań. Teraz byłam na paryskim FW, gdzie nasycenie kolorów i ogrom inspiracji w jednym miejscu jest nieoceniony.

 

 

Wspomniała Pani o wewnętrznej sile kobiet, o tym, że bez względu na wszystko jesteśmy w stanie poradzić sobie, ale podczas minionego pokazu dziękowała Pani publicznie swojemu życiowemu partnerowi, Janowi Kulczykowi, za wsparcie i pomoc. Czy konsultuje Pani z nim swoje biznesowe decyzję?

 

Nie konsultuje z nim swoich kolekcji (śmiech). Tak naprawdę zapytałam go raz, na początku, czy w ogóle powinnam zaczynać tak trudny biznes. Odpowiedział bez zastanowienia – rób to, co cię pasjonuje. On zawodowo żyje w świecie makro biznesu, wielkich idei, połączenia Europy z Afryką, ekonomicznych paneli dyskusyjnych etc. Natomiast bardzo często pyta mnie o kreacje, które mam na sobie – Czy to jest Twoje? To są najmilsze dowody jego uznania.

 

 

W jakim miejscu jest aktualnie La Mania? Czy porównuje się Pani do zachodnich domów mody? Do czego Pani dąży i jakie ma Pani założenia w kwestii dalszego rozwoju marki?

 

Chciałabym zbudować swoją pozycję w Europie Zachodniej, rynku najbardziej wymagającym i najstarszym na świecie. Przede wszystkim mam na myśli Paryż, który jest niewątpliwe miastem numer jeden, kwintesencją stylu, miejscem składającym się z mody. Najdoskonalszym tego przykładem była śmierć Yves Saint Laurenta, kiedy to wszystkie czołowe tytuły napisały – czy to już jest koniec Paryża? Dior, YSL, Chanel to są znaki firmowe stolicy Francji – artystyczna moda i rękodzieło – to znaki rozpoznawcze tego miasta. Nigdzie nie ma tylu atelier, tylu krawieckich pracowni, gdzie można zamówić akcesoria jak na przykład pasmanteria robiona na zamówienie. Ubolewam, że takich miejsc nie ma już w Polsce. Zmarnowaliśmy mnóstwo szans, wiedzy i doświadczenia, rozmieniliśmy ogromny potencjał na drobne. Straciliśmy gdzieś nasze dziedzictwo i najlepsze krawieckie tradycje. Uważam, że za wszelką cenę musimy je odbudować. Niezrozumiałe jest, dlaczego polikwidowano tyle szkół krawieckich i konstruktorskich. To są świetne zawody na przyszłość – dziś doceniane i dobrze opłacane. Aktualnie wszyscy studiują biznes i marketing, tylko pytanie, czym potem zarządzać, skoro brakuje ludzi podsiadających bardzo potrzebne i poszukiwane zawody.

 

 

wnętrze butiku La Mania w Galerii Mokotówfot. LAMODE.INFO

 

 

Gdzie zamawiane są tkaniny potrzebne do uszycia kolekcji? Czy są to stali dostawcy, czy przy okazji kolejnych projektów wciąż poszukuje Pani nowych źródeł?

 

To są nieustające poszukiwania, choć mam bazę sprawdzonych dostawców – ok. 80% minimum. Bazuję na najlepszych włoskich firmach, jak Loro Piana czy Colombo, bo one dają mi gwarancję jakości.

 

 

A czy z Karlem Lagerfeldem, ojcem chrzestnym marki, konsultuje Pani swoje projekty?

 

Tylko niektóre i bardzo kluczowe. Na pewno nie wygląda to tak, że omawiamy wspólnie np. model sukienki czy projekt kołnierzyka. Karl wspierał mnie od początku, udzielił wielu dobrych, profesjonalnych rad. Wskazał, którą drogą i jak powinnam pójść. On jest osobą szalenie konkretną. Wypowiada się oszczędnie, a wszystko co mówi to czysta esencja. Jest niebywale szczery – czasem nawet do bólu.

 

 

Czy Polski rynek jest Pani zdaniem gotowy na luksus?

 

Luksus tylko i wyłącznie za rozsądną cenę. Jest to kwintesencja filozofii La Manii! Jak się okazuje nawet Warszawa nie jest gotowa na pewne drogie marki. Sukienka światowego domu mody za ok. 10 tysięcy złotych, jest w dalszym ciągu tylko sukienką. Zdaję sobie sprawę jaki pułap cenowy jest w Polsce nieprzekraczalny.

 

 

Jak ocenia Pani aktualną kondycję rynku modowego?

 

Mam świadomość kryzysu i nie próbuję udawać, że go nie ma. Prognozy na 2013 rok nie są najlepsze. Dlatego każdą rzecz, jaką opracowujemy w atelier analizuję wielokrotnie z całym teamem, również tym sprzedażowym. Jeśli z wyliczeń wynika, że dana sukienka powinna kosztować sumę X, to zadajemy sobie pytanie, ile kobiet będzie na to stać. Dostosowujemy się do potrzeb i możliwości rynku – zmieniając materiał lub obniżając cenę.

 

 

Czy w związku z tym ceny zagranicą są proporcjonalnie większe biorąc pod uwagę większe zarobki tamtejszej klienteli?

 

Ceny są dużo większe za granicą. W Londynie – nieporównywalnie. Harrod’s, gdzie mieści się butik La Manii, sam narzuca ceny. Tam nasze sukienki, fakt, że tylko długie, kosztują po kilka tysięcy funtów.

 

 

Gdyby nie zdecydowała się Pani na stworzenie domu mody La Mania, to czym zajmowałaby się Pani teraz?

 

Nigdy nie czułam przymusu, żeby otworzyć jakikolwiek biznes. W dalszym ciągu mam klinikę stomatologiczną Vita Dent i bardzo zabiegane życie. Obfituje ono w podróże, co z jednej strony jest niezwykle ciekawe, z drugiej zaś bardzo absorbujące. Nigdy nie marzyłam, aby zostać bizneswoman, nigdy też nie chodziło o aspekt zarobienia wielkich pieniędzy. Mając finansową motywację do działania, na pewno nie zdecydowałabym się na firmę modową. Gdybym produkowała opakowania lub nakrętki, na pewno byłby to spokojniejszy, łatwiejszy i bardziej dochodowy biznes. Moją inspiracją jest chęć kreowania rzeczywistości wokół siebie. La Mania to jest firma ekskluzywna, butikowa – i ja nie chcę jej multiplikować w nieskończoność.

 

 

Czy czuje się Pani kobietą spełnioną, czy wciąż mam Pani poczucie, że to jeszcze nie wszystko, że jest więcej marzeń do realizacji?

 

Aktualnie rozwijam firmę koncentrując się na coraz wyższych wymaganiach rynku. Muszę jeszcze sprostać wielu wyzwaniom i cieszy mnie taka perspektywa. Uważam, że nie można sobie pozwolić na poczucie spełnienia, bo z takiego punktu widzenia nie ma już dokąd iść.

 

 

Jak Pani wspomniała, terminarz jest niezwykle napięty. Rozumiem, że zawsze z czegoś Pani rezygnuje spotykając się np. na wywiad nami?

 

Oczywiście (śmiech). Do perfekcji opanowałam sztukę wyborów. Najważniejsi są dla mnie mój partner i moje dzieci. Kolejność priorytetów wygląda zatem tak – najpierw są oni, potem jest La Mania, a potem już nie mam nawet pięciu minut.

 

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Zakupy na Lamode

podobne artykuły

REKLAMA