REKLAMA
Logotyp serwisu lamode.info
REKLAMA

DOMINIKA CYBULSKA – WYWIAD Z MŁODĄ POLSKĄ PROJEKTANTKĄ MODY

Młoda, zdolna, z niekończącą się ilością pomysłów. Z Dominiką Cybulską rozmawiamy o londyńczykach, pracy w zawodzie projektanta, planach na przyszłość oraz o Lady Gadze.

DOMINIKA CYBULSKA – WYWIAD Z MŁODĄ POLSKĄ PROJEKTANTKĄ MODY 11856 124531
REKLAMA

Niedawno zachwyciła swoją kolekcją „Salle Delort de Gléon”, zaprezentowaną w strefie OFF podczas ostatniej edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland w Łodzi (była to dyplomowa kolekcja, którą wyróżniliśmy podczas pokazów MSKPU). Dojrzała, niezwykle przemyślana, otwarta na mnogość interpretacji, pokazała nam, że jest czymś więcej, niż zwykłą kolekcją ubrań. Bo Dominika Cybulska to projektantka, która skutecznie potrafi sprowokować swoich odbiorców do myślenia, a tak ciekawej mody, mógłby jej pozazdrościć niejeden starszy kolega po fachu.

 

Młoda projektantka obecnie mieszka w Londynie. Nie minęło wiele czasu od kiedy wyprowadziła się z Polski, a już słyszymy o jej pierwszych sukcesach. Ostatnio współprojektowała ubrania dla Lady Gagi, w pracowni Jamie Wei Huang, u której jest asystentką.

 

Z Dominiką Cybulską spotkaliśmy się w jednej z londyńskich klubokawiarni, znajdującej się na niezwykle klimatycznej ulicy Brick Lane. Opowiedziała nam o Londynie, jego mieszkańcach, Lady Gadze oraz o swoich planach na przyszłość.

 

 


Jak to się stało, że znalazłaś się w Londynie?


Po mojej kolekcji dyplomowej dostałam się na Fashion Week w Łodzi i to był dla mnie właśnie kluczowy moment. Moją kolekcją zainteresowało się kilka osób, zaczęli się do mnie odzywać ludzie z zagranicy. Wtedy też stwierdziłam, że nie ma sensu siedzieć w Polsce, skoro zagranicą jest tyle możliwości. Zaczęłam szukać stażu w Londynie. Od razu poczułam, że Londyn będzie dla mnie najlepszym miejscem.

 

Kiedy jednak zobaczyłam Twoją kolekcję, w pierwszej chwili pomyślałam o modzie konceptualnej. Nigdy nie myślałaś o szkole w Antwerpii?


Zawsze podobało mi się to, co tworzy się w Antwerpii, jednak nie mam jeszcze takiej odwagi, żeby iść właśnie w takim kierunku. W tym momencie stwierdziłam, że bardziej zainwestuję w doświadczenie, niż w praktykę w szkole. Z tego, co zauważyłam to lepiej jest postawić na doświadczenie, bo to się przede wszystkim liczy. To buduje mocne CV.

 

I jakie doświadczenie już zdobyłaś?


Najpierw zaczęłam od małego studia w Londynie u projektantki Mirji Rosendahl, gdzie zajęłam się modą męską. Później znalazłam się u Agi [&] Sam, którzy cieszą sporą popularnością tutaj w Londynie. To dosyć młoda marka, ale są bardzo mocni. Byłam tam tylko miesiąc, jednak bardzo dużo się u nich nauczyłam. Przyznam, że to był bardzo stresujący staż. Nikt ci nie pokazywał, jak masz coś robić. Jak trzeba było odszyć płaszcz w jeden dzień, to musiałaś się zorganizować. Zaczęłam później zgłaszać się do dużych domów mody i dostałam się wtedy na staż do Mary Katrantzou. Niestety, kiedy po rozmowie kwalifikacyjnej, przyszłam podpisać umowę, okazało się, że ograniczeniem jest moje wykształcenie kierunkowe.

 

Dlaczego?!


W Wielkiej Brytanii jest takie nowe prawo, że jeśli jesteś absolwentem szkoły projektowania, to oni muszą tobie zapłacić. Dla nich jest o wiele lepiej zatrudnić studenta. Powiedzieli mi, że skoro jestem po szkole projektowania, to nie mogę zostać dłużej. Szkoda, bo byłam strasznie podekscytowana możliwością pracy dla tak wielkiego domu mody. Mary Katranztou robi wspaniałe printy i ma doskonałe kroje.

 

Próbowałaś się dostać do innych wielkich domów mody?


Tak, składałam swoją aplikację do Stelli McCartney i Alexandra McQueena. Problem był ten sam. Dodatkowo Stella McCartney musiała zapłacić karę, bo miała za dużo stażystów. Takie jest prawo, dlatego wielu projektantów ogranicza stażystów tylko do jednej, lub dwóch osób. Zaczęłam próbować dalej. Zgłosiłam się do brytyjskiego domu mody Hardy Amies, znajdującego się na Savile Row w samym sercu męskiego krawiectwa. Praca dla nich to moje największe marzenie, to właśnie w tym kierunku chciałabym iść. Niestety, zatrudniają tylko jednego stażystę. Po licznych próbach dostania się do znanych domów mody, znalazłam się w pracowni Jamie Wei Huang.

 

Wiesz, że w Polsce był szał, kiedy dowiedzieliśmy się, że właśnie w jej pracowni współprojektowałaś ubrania dla Lady Gagi? Jak doszło do tej współpracy?


Jamie Wei Huang to bardzo zdolna projektantka. Dziewczyna znalazła się w piątce finalistów berlińskiego konkursu Designers for Tommorrow, jednego z najważniejszych konkursów na świecie. Zdecydowałam się na pracę jako jej asystentka. Chociaż chcę iść w kierunku mody męskiej, to przekonała mnie estetyka w jakiej tworzy swoje damskie kolekcje. Minimalizm, delikatny futuryzm i piękne detale. Tym, co Jamie Wei Huang pokazała w Berlinie na Fashion Weeku, zainteresowała się właśnie Lady Gaga. Tak zaczęła się nasza współpraca.

 

Jaki był Twój wkład we współtworzenie dla niej projektów?


Moim zadaniem było stworzenie dokładnych konstrukcji dla nowej sylwetki Lady Gagi. Zrobiłam dla niej jedne spodnie, bluzkę, marynarkę, sukienkę i jedno nakrycie głowy. Nie wszystkie projekty zostały przez nią wykorzystane, jednak w Nowym Jorku pojawiła się w naszych dwóch rzeczach, które stworzyłam razem z Jamie. Kiedy z powrotem wróciły do nas ciuchy, to była największa ekscytacja. Miała je na sobie Lady Gaga.

 

Udało Ci się z nią spotkać?


Miałyśmy nadzieję, że zdecyduje się do nas przyjść. Zanosiłam jej rzeczy do hotelu na Westminster, jednak tam miałam tylko kontakt z jej asystentami. Co nie znaczy, że nie czuło jej obecności. Wokół hotelu zgromadziło się mnóstwo fanów.

 

 

Dominika Cybulska 

Dominika Cybulska – lookbook kolekcji „Salle Delort de Gléon”, jesień zima 2013/2014/ fot. Sebastian Siębor

 

Tak, czy inaczej, Londyn otworzył Ci mnóstwo nowych możliwości.


Dokładnie. Zmienił też całkowicie moje myślenie. Dzięki niemu zyskałam samoświadomość tego, co chcę tak naprawdę robić. Przebywanie w innym otoczeniu, przyjęcie zupełnie innego stylu życia sprawia, że zaczynasz zupełnie inaczej myśleć. Teraz właśnie wiem, że chcę się kierować na typowe brytyjskie krawiectwo mody męskiej. To ma tutaj największy potencjał.

 

Po Twojej ostatniej kolekcji od razu widać duże zainteresowanie męską modą. Skąd jednak wziął się ten wybór?


Bo moda męska przede wszystkim jest trudniejsza. Na nią jest bardzo duże zapotrzebowanie. Zwłaszcza w Anglii, gdzie kładzie się duży nacisk na bardzo drogie męskie garnitury. To jest wielkie wyzwanie dla każdego projektanta. Wszystko musi być perfekcyjnie skrojone i dopracowane w każdym najdrobniejszym detalu. Moda męska mnie fascynuje i właśnie to jest mój główny cel. Jest  jednak jeszcze dużo rzeczy przede mną, które bym chciała odkryć. Chciałabym się też kierować na visual merchandising. To bardzo kreatywna praca, otwierająca nowe możliwości. Chociażby praca na tym stanowisku w Harrodsie.

 

Wszystko, o czym mówisz, zdecydowanie zachęca do życia w Londynie. Rozmawiamy o blaskach, są jakieś cienie?


Niestety, branża mody jest trochę niewdzięczna, bo bardzo wykorzystuje młodych ludzi. Czy jesteś asystentem, czy stażystą, w większości miejsc pracujesz za darmo. Wiadomo, że zdobywasz cenne doświadczenie, ale niestety Londyn jest bardzo drogim miastem. Strasznie ciężko się tutaj utrzymać, a na czymś musisz zarabiać. Z tego względu oprócz pracy asystentki w pracowni projektanckiej, pracuję również dorywczo jako kelnerka.

 

Wykształcenie nie robi na nikim wrażenia?


Każdy pracodawca nie traktuje twojej szkoły poza Anglią poważnie. Nieważne jest, czy skończyłaś Uniwersytet Jagielloński, czy Akademię Sztuk Pięknych. Dla nich się to nie liczy. Istotne jest tylko wykształcenie, jakie zdobyłaś w Wielkiej Brytanii. Tutaj musisz się liczyć z tym, że wszystko zaczynasz od nowa.

 

A co myślisz na temat takich szkół jak Central Saint Martins? Wiesz, jak wygląda tutaj przygotowanie do zawodu projektanta?


Poznałam studentów z Central Saint Martin’s i London College of Fashion. Studenci drugiego roku mają tak dużą wiedzę i takie umiejętności, że od razu poczułam tę konkurencję. Ludzie tutaj tworzą tak imponujące konstrukcje, że ciężko jest nie być pod wrażeniem. To są tak drogie szkoły, że ja nie wiem, skąd bierze się na to pieniądze. Nie pomaga nawet dofinansowanie. Niby inwestujesz w ten papier, ale całe życie spłacasz szkołę. Co innego spłacać mieszkanie, a co innego szkołę, którą skończyłaś dziesięć lat temu. Wszyscy mi mówią: doświadczenie, doświadczenie, doświadczenie. Dlatego na to postawiłam. To ci otwiera możliwości.

 

A jakie możliwości otworzyła Ci praca asystentki?


Na stanowisku asystentki poznałam wszystkie szwalnie, które są w Londynie, lub koło Londynu. Wiem, gdzie trafić do dobrej krawcowej. To są po prostu kontakty. Teraz robimy kolekcję dla Selfridges, będziemy mieć spotkania z kupcami. Bardzo na nie czekam. To jest mega, mega kontakt. To właśnie jest to, co mogę zdobyć, kiedy jestem tutaj. W Polsce nie znajdziesz kupców. Co mogą zaproponować ci małe polskie showroomy? Niektóre z nich zgarniają do 50% twoich udziałów. Tutaj się komuś to w głowie nie mieści. W Londynie to maksymalnie 15 %, Harrods zabiera 20%. Ale gdzie porównywać Harrodsa do showroomu w Polsce?

 

Tu jednak macie większą konkurencję.


Oczywiście. Tu ludzie się zabijają o wszystko. Jak rozmawiałam ze stylistami z Dazed and Confused, to jak dzwonią do kogoś, to jest jeden wielki szał. Jest mnóstwo dobrych, mało znanych marek, które bardzo dobrze się rozwijają. W Londynie ludzi stać na ubrania.

 

Planujesz w ogóle wrócić do Polski?


Nie mam takich planów, ale zobaczymy jak to się wszystko ułoży. Jak na razie cieszę się strasznie, że jestem w Londynie. Świetnie się tu odnalazłam. Londyn jest strasznie brudny, standardy mieszkań też nie są najlepsze. Płacisz około 3000 zł za 10 m2 pokoju. Dzielisz z kimś kuchnię i łazienkę i czasem trafisz na takie warunki, że szczury latają. Pogoda też denerwuje. Ale jeśli chodzi o styl życia, to jest tu rewelacyjnie. Świetne imprezy, świetna muzyka. Żeby się dobrze bawić, nie potrzebujesz do tego alkoholu.

 

 

Dominika Cybulska

                Dominika Cybulska, kolekcja „Salle Delort de Gléon”, jesień zima 2013/2014/ fot. Marek Makowski

 

 

Jest jakiś projektant, który jest dla Ciebie autorytetem?


Zawsze moim marzeniem była praca dla Damira Domy. To jest mój numer jeden. Lubię też Haidera Ackermanna. Uwielbiam szkołę antwerpską. Kocham inspiracje krajami Afryki i Azji. Stąd właśnie moja kolekcja, która była taka nostalgiczna, poetycka. Poprzez swoją kolekcję mogłam opowiedzieć jakąś historię.

 

I ją opowiedziałaś. Poczułam to od razu po pokazie. To było coś znacznie więcej, niż ubrania.


Strasznie się ucieszyłam, kiedy dwa dni po moim pokazie podszedł do mnie Tobiasz Kujawa (przyp.red. znany bloger, twórca bloga Freestyle Voguing) i powiedział: „Stara, jeszcze o Twojej kolekcji myślę”. To było właśnie to, co ja chciałam przekazać. Chciałam zmusić odbiorcę, żeby pomyślał, dlaczego była taka muzyka, dlaczego modele szli tak wolno. Chciałam jak najlepiej opowiedzieć tę historię, która była we mnie przez sześć miesięcy, jak budowałam całą kolekcję. W mojej kolekcji zrobiłam jeszcze sylwetkę dla małego chłopca. Na pokazie dyplomowym MSKPU pojawił się u mnie mój mały brat. W Łodzi był problem, że moi rodzice nie chcieli go zabrać ze sobą, a jednak to był ważny symbol w mojej kolekcji. Chodziło o aspekt całej rodziny, o to , że nomadowie muszą się przemieszczać, cały czas zmieniać miejsce swojego zamieszkania. To jest problem całej rodziny. Dlatego w finale łódzkiego pokazu wyszła modelka z modelem, a powinna wyjść para z dzieckiem. To miało był takie ładne zamknięcie. Ale pokaz zamykała moja siostra. Na modelkę szykuje się jeszcze nasza kolejna siostra. Chodziła u mnie w pokazie na MSKPU.

 

Kiedy coś znów opowiesz?


Nie ukrywam, że bardzo bym chciała zrobić coś nowego, ale w tym momencie mam ograniczenia finansowe. Materiały są mega drogie, dochodzi do tego jeszcze koszt produkcji. Ale chciałabym pójść w kierunku konceptualnej mody. Jeśli nie brytyjskie krawiectwo, to właśnie to mnie interesuje. Ten kierunek, w którym idą Damir Doma i Haider Ackermann. Ewentualnie Yohji Yamamoto. Dekonstrukcja, deformacja sylwetki, drobne printy, przy tym bardzo symboliczne. Każda nitka ma swoje przeznaczenie i jest w tym miejscu, w którym właśnie ma być.

 

A jak londyńczycy myślą o modzie?


Tu panuje myślenie międzynarodowe. Niestety, tego w Polsce jeszcze niewielu ludzi rozumie. Dla Polaków męska spódnica jest czymś śmiesznym. Tutaj takie rzeczy sprzedałyby się w pięć minut. Tu się nikt nie boi inaczej ubrać. Jak u nas w Polsce ktoś się trochę odważniej ubierze, to od razu musi się liczyć z tym, że wszyscy będą się na niego patrzeć. Tutaj możesz mieć kubeł na głowie i nikt tego nie zauważy. W Londynie każdy ceni swój indywidualny styl, choć zdarzają się klony ubrane od stóp do głów w American Apparel. Ta marka teraz trochę rządzi. Ludzie się chcą tak ubierać, bo to jest wygodne. Poza tym jak czterdziestolatek ubierze podarte, wąskie dżinsy i luźny T-shirt, to od razu wygląda młodziej. Są jednak ludzie, którzy mają swój własny styl, wyglądają bardzo fajnie, ale nie głośno. Mogą mieć minimalistyczny look, ale świetną fryzurę, która po prostu podkreśla wszystko. A tak poza tym, to jak rozwija się rynek mody w Polsce? Szybko?

 

Przede wszystkim dobre jest to, że się rozwija.


Zgadzam się. Dobrze, że jeszcze jakoś działa ten Fashion Week. Chociaż to trochę zwariowane. Ostatnia edycja skończyła się w kwietniu, a zgłoszenia na następną można było wysyłać do 28 lipca. Kto jest w stanie zaprojektować dobrą kolekcję w tak krótkim czasie?! Widziałam jednak zajawkę kolekcji Kasi Kryst i czuję, że to może być dobre. Z tego, co zauważyłam zapowiadają się tam całkiem ładne konstrukcje.

 

Też tak myślę. Uważam, że Kasia Kryst ma bardzo duży potencjał.


Ona działa dzielnie. Kas Kryst to dla mnie mega mocne nazwisko w Polsce. Myślę, że z tego może wyniknąć coś naprawdę dobrego. I jeszcze Jakub Pieczarkowski. Ma bardzo indywidualny styl i bardzo dobre oko. Z polskich marek uwielbiam też to, co robią IMA MAD.

 

Zgadzam się. Widać, że mają na siebie pomysł. Bardzo dziękuję Ci za inspirującą rozmowę.

 


 

 

Zakupy na Lamode

podobne artykuły

REKLAMA